poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 25 - Rytułał


Laira spuściła różdżkę w dół. Przez chwilę panowała cisza, a potem rozległy się okrzyki.
- Ty .......- Lily wywrzaskiwała pod adresem Lairy obelgi, których osoba w jej wieku nie powinna znać.
Albus na kolanach dobrnął do James, i związanymi rękami nieudolnie starał się sprawdzić puls.
- Dobrze! Chodźcie za mną. Trzeba przygotować rytuał - zarządził Knot zwracając się do Marco i Lairy. Dziewczyna miała kamienną twarz,jednak w jej oczach czaił się ból.

                                                                  ***
Nicolas Contrite biegł mijając kolejne cele. Nareszcie! Po spełnieniu zadań, odzyska żonę i córkę. Mijał kolejne cele.
- Ty parszywa świnio! - usłyszał. Obrócił się, i w jednej z cel zobaczył uczniów Hogwartu.
- On nie żyje! Przez pana! - darła się Rose wskazując na leżącego nieruchomo James'a. Z twarzy mężczyzny zszedł kolor.
- Oni mnie szantażowali.Mówili, że zabija moją córeczkę i żonę- bronił się, czując, że zaraz się przewróci.
- Za parę godzin będziemy martwi a nasz świat pogrąży się w chaosie. Poniekąd dzięki panu - rzuciła
Victoire. Jej czysta, blada twarz, w świetle księżyca lśniła od łez.
- Przykro mi - odrzekł załamanym głosem, odwrócił się i odszedł dalej szukać rodziny.

                                                                    ***
Mijały godziny.Lily skończyły się łzy. Ale co ją to obchodzi? Przecież, zaraz miała umrzeć. Po chwili usłyszeli kroki. Przy celi pojawiła się Laira i Nicolas.
- Co tu robicie? Przyszliście nas zabić? - spytał Hugo bez krzty strachu.
- Uwolnić - szepnęła Laira i otworzyła kraty. Natychmiast podbiegła do James'a i uściskała go.
- Zostaw go! - wrzasnęła Rose. Po chwili jednak zamilkła. Chłopak otworzył oczy.
- Co jest...- zaczął, ale przerwał, bo Laira już go całowala.
-O co tu chodzi? - Teddy nie mógł nic zrozumieć.
- To nie było zaklęcie uśmiercające. To zaklęcie które sama stworzyłam. Paraliżuje ofiarę, i zmniejsza jej tętno do zera, pozostawiając ją w stanie osoby zmarłej. Po kilku godzinach efekt mija. - wyjaśniła Laira, odrywajac się od James'a.
- A Marco? - spytał chłopak.
- Musiałam coś wymyśleć, żeby wykraść części zaklęcia. Ale to nic nie dało. Zaraz wezwą was na rytułał. To koniec- szepnęła dziewczyna
Nagle usłyszeli kroki.
- Sorki James- powiedziała Laira i rzuciła na chłopca swoje zaklęcia.
- Jak dobrze! Widzę, że wszyscy już są. Wobec tego zapraszam na ceremonię - Knot zaczął chichtać jak wariat. Wszyscy posłusznie wyszli, zostawiając "ciało" gryfona. Szli za Knotem. Rose zauważyła, że Laira mocno ściska różdżkę.
W końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia. Na środku, na krześle związany siedział Potter. Miał zarost, jego okulary były przekrzywione. Dookoła niego stało około trzydzieści osób.
- Tato!- wydarła się Lily. Jej ojciec nie odpowiedział.
- Za chwilę, stanie się on Czarnym Panem - obwieścił szczęśliwy Knot. Wszedł na środek.
Laira szeptem, wypowiedziała formułę. Niezauważony srebrny wilk pomknął w stronę wyjścia.
- Czas dopełnić rytułał- zawołał Knot. Uniósł wysoko różdżkę i rozpoczął rytułał:
- Erolitum, mogornum eritentr. Aluminate ukement, ulubane openie. Oak nadrbo ulikato - mówił bez wytchnienia.
Po chwili z jego różdżki, zaczęły wypływac czerwono-czarne płomyki.
Jego wzrok nagle stał się przymglony. Przestał mówić.
Wszyscy skierowali wzrok na Lairze. Dziewczyna trzymała różdżkę i celował nią w Knota.
- Zaklęcie Imperiusa- usłszeli warkot. Marco wystąpił z szeregu i rzucił się na dziewczynę. Po chwili do sali wpadli aurorzy.
Wtedy rozpętało się piekło.
Zaklęcia latały w jedną i drugą stronę.
Laira obroniła się zaklęciem tarczy.
-Myślałem, że mnie kochasz! - wykrzyknął. Na jego twarzy pojawił się gryma bólu.
- Jesteś potworem! Jak mogłabym Cię pokochać? - odparła Laira, blokująć kolejne zaklęcia. Marco, odwrócił się na pięcie i gdzieś pobiegł.
-Accio różdżki Rose, Scorpiusa...... - zawołała Laira wymienijąc imiona przyjaciół. Do rąk Lairy wpadły różdżki. Wyszeptała inne zaklęcie, a te powędrowały do właścicieli.Po chwili uczniowie rzucili  się w wir walki.

                                                                      ***
James ocknął się w celi. Jego ręce nie były już związane, a koło niego leżała jego różdżka. Ledwo ją chwycił do celi wtargnął Marco.
- Ty żyjesz! - warknął
- Tak. Jak widać Laira wybrała. Sorry stary, takie życie - odparł Potter. Marco rzucił się na James'a.
Po krótkiej walce na zaklęcia, Potter uderzył Marco z całej siły w głowę. Ten osunął się na ziemię nieprzytomny.

                                                                         ***
James pognął do sali w której rozgrywała się główna bitwa. Na ziemi leżały ciała wielu ofiar. Po chwili dostrzegł swoich przyjaciół.
- Laira! Hugo, Liliy! - krzyknął i podbiegł do nich. Stali otaczając ciało Nicolasa.
- Co się...? - spytał.
- Ktoś przyprowadził na salę jego żonę i córeczkę. Chciał je bronić. Trafiło prosto w serce- wyjaśniła cicho Victoire.
James zauważył na jej policzku długą czerwoną pręgę.
- Już nie będę taka śliczna - powiedziała i przewróciła oczami.
- Co Knotem?- spytał.
- Zabrali go aurorzy. A tata trafił do Świętego Munga- wyjaśniła Lily.
- Więc, to koniec? - spytał Hugo
- To koniec. Nareszcie koniec- odparła Laira.


10 lat później
- James! Spóźnimy się! - zawołała Laira swojego męża.
- Zaraz zaraz. Nie mogę znaleźć muchy. Kto to wymyślił? - gderał
- To bardzo miło, że pani Contraite nas zaprosiła. Dalej biedaczka ma koszmary po tamtych wydarzeniach.
- Po tylu latach?
- A jakbyś Ty stracił mnie? -spytała Laira. James podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić - odparł. Pomógł żonie ubrać płaszcz i razem wyszli w ciemną noc.
Świat był spokojny. Marco, Knot i inni z organizacji poszli siedzieć, a nieliczni zginęli.
To był naprawdę koniec.
Można powiedzieć - szczęśliwe zakończenie.


To koniec. Po tak długim czasie przerwy dodaję ostatni rozdział, kończąc pierwszy blog.
Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was nie dałabym rady.