poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 25 - Rytułał


Laira spuściła różdżkę w dół. Przez chwilę panowała cisza, a potem rozległy się okrzyki.
- Ty .......- Lily wywrzaskiwała pod adresem Lairy obelgi, których osoba w jej wieku nie powinna znać.
Albus na kolanach dobrnął do James, i związanymi rękami nieudolnie starał się sprawdzić puls.
- Dobrze! Chodźcie za mną. Trzeba przygotować rytuał - zarządził Knot zwracając się do Marco i Lairy. Dziewczyna miała kamienną twarz,jednak w jej oczach czaił się ból.

                                                                  ***
Nicolas Contrite biegł mijając kolejne cele. Nareszcie! Po spełnieniu zadań, odzyska żonę i córkę. Mijał kolejne cele.
- Ty parszywa świnio! - usłyszał. Obrócił się, i w jednej z cel zobaczył uczniów Hogwartu.
- On nie żyje! Przez pana! - darła się Rose wskazując na leżącego nieruchomo James'a. Z twarzy mężczyzny zszedł kolor.
- Oni mnie szantażowali.Mówili, że zabija moją córeczkę i żonę- bronił się, czując, że zaraz się przewróci.
- Za parę godzin będziemy martwi a nasz świat pogrąży się w chaosie. Poniekąd dzięki panu - rzuciła
Victoire. Jej czysta, blada twarz, w świetle księżyca lśniła od łez.
- Przykro mi - odrzekł załamanym głosem, odwrócił się i odszedł dalej szukać rodziny.

                                                                    ***
Mijały godziny.Lily skończyły się łzy. Ale co ją to obchodzi? Przecież, zaraz miała umrzeć. Po chwili usłyszeli kroki. Przy celi pojawiła się Laira i Nicolas.
- Co tu robicie? Przyszliście nas zabić? - spytał Hugo bez krzty strachu.
- Uwolnić - szepnęła Laira i otworzyła kraty. Natychmiast podbiegła do James'a i uściskała go.
- Zostaw go! - wrzasnęła Rose. Po chwili jednak zamilkła. Chłopak otworzył oczy.
- Co jest...- zaczął, ale przerwał, bo Laira już go całowala.
-O co tu chodzi? - Teddy nie mógł nic zrozumieć.
- To nie było zaklęcie uśmiercające. To zaklęcie które sama stworzyłam. Paraliżuje ofiarę, i zmniejsza jej tętno do zera, pozostawiając ją w stanie osoby zmarłej. Po kilku godzinach efekt mija. - wyjaśniła Laira, odrywajac się od James'a.
- A Marco? - spytał chłopak.
- Musiałam coś wymyśleć, żeby wykraść części zaklęcia. Ale to nic nie dało. Zaraz wezwą was na rytułał. To koniec- szepnęła dziewczyna
Nagle usłyszeli kroki.
- Sorki James- powiedziała Laira i rzuciła na chłopca swoje zaklęcia.
- Jak dobrze! Widzę, że wszyscy już są. Wobec tego zapraszam na ceremonię - Knot zaczął chichtać jak wariat. Wszyscy posłusznie wyszli, zostawiając "ciało" gryfona. Szli za Knotem. Rose zauważyła, że Laira mocno ściska różdżkę.
W końcu dotarli do wielkiego pomieszczenia. Na środku, na krześle związany siedział Potter. Miał zarost, jego okulary były przekrzywione. Dookoła niego stało około trzydzieści osób.
- Tato!- wydarła się Lily. Jej ojciec nie odpowiedział.
- Za chwilę, stanie się on Czarnym Panem - obwieścił szczęśliwy Knot. Wszedł na środek.
Laira szeptem, wypowiedziała formułę. Niezauważony srebrny wilk pomknął w stronę wyjścia.
- Czas dopełnić rytułał- zawołał Knot. Uniósł wysoko różdżkę i rozpoczął rytułał:
- Erolitum, mogornum eritentr. Aluminate ukement, ulubane openie. Oak nadrbo ulikato - mówił bez wytchnienia.
Po chwili z jego różdżki, zaczęły wypływac czerwono-czarne płomyki.
Jego wzrok nagle stał się przymglony. Przestał mówić.
Wszyscy skierowali wzrok na Lairze. Dziewczyna trzymała różdżkę i celował nią w Knota.
- Zaklęcie Imperiusa- usłszeli warkot. Marco wystąpił z szeregu i rzucił się na dziewczynę. Po chwili do sali wpadli aurorzy.
Wtedy rozpętało się piekło.
Zaklęcia latały w jedną i drugą stronę.
Laira obroniła się zaklęciem tarczy.
-Myślałem, że mnie kochasz! - wykrzyknął. Na jego twarzy pojawił się gryma bólu.
- Jesteś potworem! Jak mogłabym Cię pokochać? - odparła Laira, blokująć kolejne zaklęcia. Marco, odwrócił się na pięcie i gdzieś pobiegł.
-Accio różdżki Rose, Scorpiusa...... - zawołała Laira wymienijąc imiona przyjaciół. Do rąk Lairy wpadły różdżki. Wyszeptała inne zaklęcie, a te powędrowały do właścicieli.Po chwili uczniowie rzucili  się w wir walki.

                                                                      ***
James ocknął się w celi. Jego ręce nie były już związane, a koło niego leżała jego różdżka. Ledwo ją chwycił do celi wtargnął Marco.
- Ty żyjesz! - warknął
- Tak. Jak widać Laira wybrała. Sorry stary, takie życie - odparł Potter. Marco rzucił się na James'a.
Po krótkiej walce na zaklęcia, Potter uderzył Marco z całej siły w głowę. Ten osunął się na ziemię nieprzytomny.

                                                                         ***
James pognął do sali w której rozgrywała się główna bitwa. Na ziemi leżały ciała wielu ofiar. Po chwili dostrzegł swoich przyjaciół.
- Laira! Hugo, Liliy! - krzyknął i podbiegł do nich. Stali otaczając ciało Nicolasa.
- Co się...? - spytał.
- Ktoś przyprowadził na salę jego żonę i córeczkę. Chciał je bronić. Trafiło prosto w serce- wyjaśniła cicho Victoire.
James zauważył na jej policzku długą czerwoną pręgę.
- Już nie będę taka śliczna - powiedziała i przewróciła oczami.
- Co Knotem?- spytał.
- Zabrali go aurorzy. A tata trafił do Świętego Munga- wyjaśniła Lily.
- Więc, to koniec? - spytał Hugo
- To koniec. Nareszcie koniec- odparła Laira.


10 lat później
- James! Spóźnimy się! - zawołała Laira swojego męża.
- Zaraz zaraz. Nie mogę znaleźć muchy. Kto to wymyślił? - gderał
- To bardzo miło, że pani Contraite nas zaprosiła. Dalej biedaczka ma koszmary po tamtych wydarzeniach.
- Po tylu latach?
- A jakbyś Ty stracił mnie? -spytała Laira. James podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić - odparł. Pomógł żonie ubrać płaszcz i razem wyszli w ciemną noc.
Świat był spokojny. Marco, Knot i inni z organizacji poszli siedzieć, a nieliczni zginęli.
To był naprawdę koniec.
Można powiedzieć - szczęśliwe zakończenie.


To koniec. Po tak długim czasie przerwy dodaję ostatni rozdział, kończąc pierwszy blog.
Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Bez was nie dałabym rady.

środa, 1 października 2014

Wyjaśnienia + bonus ;)

Moi kochani
Za pewne zastanawiacie się, kiedy pojawi się ostatni rozdział. Brak weny? Nie. wręcz przeciwnie.
Szkoła? - również.
Ale najważniejszy powod:
Napisałam chyba z 3 wersję ostatniego rozdziału, i każda była gorsza od drugiej!
A ta historia musi mieć epickiego zakończenie. Żebym mogła być z czego dumna.
Kiedy tylko napiszę wersję, która sprosta moim wymogą, dodam ją, możecie być pewni.
A oto bonus:
Założyłam blog z recenzjami książek, na który serdecznie zapraszam ;)
http://szelest-kartek.blogspot.com/

Pozdrawiam ;)
Lady Dream

środa, 27 sierpnia 2014

Zapowiedź 25 rozdziału


Miłość,
Mrok,
Krew
Nadciągają czarne chmury. 
Rytułał przemienienia Złotego Chłopca w Lorda Voldemorta, prawie dobiego końca.
Czy Contrite, w chwili zwątpienia postąpi słusznie? 
Komu można ufac, skoro Laira okazała się zdrajcą? 
Pozstali uczniowe - czy dołączą do James'a szybciej niż im się wydaje?
Kim jest Cień, który tak nękał Nicolasa?
Odpowiedzi na wszystkie pytań ukażą się w ostatnim rozdziale.
"Rytułał"
Śmierć zbieże swoje żniwa....





środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 24- Zdrada


Laira otworzyła oczy. Jej nadgarstki były związane. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pod ścianą jak w rządku, siedzieli James, Albus, Rose,Lily, Scorpius, Victoire, Teddy i Hugo.
- Co się tu dzieje? -zapytała.
- Nie wiemy. Próbujemy to ustalić. - odrzekła Rose.
- Ostatnie co pamiętam to kolacja. - Laira przypomniała sobie Wielką Salą spowitą w zielonej mgle.
- I ta mgła- dodała Lily.
- Ustalmy fakt po kolei. Dzień minął wam zwyczajnie?- spytał całą gromadę James.
- Mój nie- odrzekła Laira.
- Opowiadaj - rozkazał Teddy.
- Nie sądze , żeby to był dobry pomysł, gadać o tym w tym momencie, ale w sumie informacje są ważne- stwierdziła.
Chłopak wyciągnął w jej kierunku mocno związane ręcę.
- Nigdzie się nie spieszymy - powiedział.
- No dobrze. Zaczęło się tak :

                                                                    ***
Laira radośnie zeszła na śniadanie. W powietrzu unosi się zapach jajecznicy i tostów z szynką i serem. Mimo wydarzeń z poprzedniego wieczora, i zniknięcia Marco, dziewczyna postanowiła nie zatruwać tym swojego życia. W głębi serca, jednak martwiła się co się z nim stało.
- Hej Lairo! - przywitała się z nią jej przyjaciółka Susan.
- Hej - odparła gryfonka.
- Nie nadążam za profesorem Contrite. Dzisiaj, kiedy rudowłosa Erin Cortez zadała mu pytanie, na temat zaklęć niewybaczalnych, zbladł i wyszedł bez słowa- opowiadała dziewczyna.
- Odkąd się pojawił coś mi tu nie gra.Dowiem się co - postanowiła Laira. Wzięła tosta i wyszła z Wielkej Sali. 
W przerwie między szóstą a siódmą lekcją, Laira zapukała do gabinetu pana Contrite. Mężczyzny nie było w gabinecie. 
"Idealnie" pomyślała i weszła do środka.
Dziwnie się czuła przeszkując biuro nauczyciela. Ale nie miala wyboru. Po kolei otwierała każdą szufladą i wertowała książki. Kiedy już miała się podda, spostrzegła małą skrytkę na dnie szuflady. Delikatnie podwarzyła ją, wyjętą z włosów i jej oczom ukazała się sterta listów. Dziewczyna szybko przeczytała parę pierwszych z nich. Każdy z nich przyprawiał ją o coraz większe zdumienie i dezorientacje. 
"On jest mugolem.. jego żona i córka zostały porwane... pracuje dla nich... " - myśli przepływały jej przez głowę, jedna po drugiej.  Dziewczyna usłyszała jakiś szelest. Schowała listy i wybiegła z gabinetu. Nie wiedziała jednak, że ktoś ją obserwuje...
Wieczorem udała się na kolacje. Na wszystkich lekcjach była bardzo rozkojarzona. Na szczęście nie miała dzisiaj OPCM. Dobrze wiedziała, że gdyby tylko zobaczyła profesora Contrite, wykrzyczałaby mu w twarz za kogo go ma. 
Usiadła koło Rose. Po chwili świeczki zamigotały i zgasły. Salę owiała zielona mgła. Ostatnie co widzała, to stojącą w cieniu
                                                                  ***
- Nie mogę w to uwieżyć. Contrite? Nie wygląda na oszusta- stwierdziła Lily.
- Ale jest. To pewnie on stoi za tą mgłą. Ale kto stoi za tą grupą? - zastanawiała się Laira.
- Ja - usłyszeli głos. Do pomieszczenia wszedł ktoś kogo dobrze znali.
- Marco - szepnęła słabo Laira.
- Tak. To ja. Zdziwiona? - spytał uśmiechając się złośliwie.
- Ale jak? Czemu? - dziwiła się, a po jej oczy zalśniły od łez.
- Zacznę od początku. Kiedy dowiedziałem się kim był Voldemort byłem oczarowany. Był silny.. niesamowity i potężny. Ale ktoś w końcu mu przeszkodził. Kiedy tylko usłyszałem o zaklęciu Monroe'a, parałem się czarną magią. Po tym jak mnie wyrzucono spotkałem Ciebie, no i mi przeszło. Ale nie na długo. Pobyt w śmierdzących więzieniach i poprawczakach sprawił, że moja rządza odżyła. Odkryłem tę organizacje. Szybko zdobyłem do niej kolejnych ludzi. Aż w końcu, podczas jednej z akcji, udało mi się porwać, tego mordercę Pottera. Przemiana prawie się udała. Ale prawie robi wielką różnicę. Jutro przemiana się dokona.
- Kto za tym stoi - zapytał z kamienną twarzą Teddy.
 - Mówiłem, że ja - odparł zdziwony chłopak.
- Nie. Kto tym kieruje. - zapytała ponownie Victoire.
- No dobrze powiem wam. A może On sam się wam przedstawi.
Do pomieszczenia wszedł Korneliusz Knot.
- To pan?! Jak pan może-wydarła się pierwsza Victoire.
Knot uciszył ją machnięciem różdżki.
- To nieistotne. - odrzekł
- Istotne. Voldemort był...- zaczął Scorpius
- Genialny. Niestety dostrzegłem to po tylu latach - przerwał mu Knot.
- Był też mordercą. Rozbijał rodziny, mordował kobiety dzieci.. wszystkich. Przysłowie  "Iść po trupach do celu" potraktował zbyt poważnie- wykrzyczał James.
- Cóż, popełniał drobne błędy, ale to nie to powinno was teraz zajmować.Raczej to, że za niecałą godzinę zostaniecie zabici - Knot uśmiechnął się promiennie. Z twarzy uczniów odpłynęła krew.
- Dlaczeo? - spytała cicho Laira.
- Nie martw się Lairo. Ty nie - odpowiedział jej Marco.
- Jak to? - dziewczyna nic nie rozumiała.
- Kocham Cię. Jeśli wybierzesz moją stronę, będziesz służyć ze mną, przeżyjesz. - obiecywał Marco. Wyjął różdżkę i jedynm machnięciem rozwiązał dziewczynę.
- To jak?- spytał wyciągając do niej rękę.
- Lairo, nie rób tego- ostrzegł ją James.
Gryfonka spojrzała mu w oczy.
- Przykro mi - szepnęła i wzięła Marco za rękę.
- Dobrze. Pierwsze zadanie- zabij Pottera. Najstrszego- rozkazał Knot i wręczył jej różdżkę.
- Nie rób tego! Nie! - krzyki pozostałych osób poniosły się po lochu.
Laira wzięła głęboki oddech. Ścisnęła różdżkę i wyszeptała zaklęcie.
Zielony promień wbił się w pierś James'a

Nowy rozdział - po tym zostanie jeszcze jeden i epilog. A po epilogu będę miała dla was niespodziankę ;)
Lady Dream 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Zawieszenie

Niestety, tytuł postu jest prawdziwy. Na moim blogu następuje drugie zawieszenie. Na razie to nie ma sensu. Wiem, że nie pisałam na czas, ale to trudny proces, tym bardziej, że akcja się rozwinęła.
Ale zmartwiło mnie też to, że w niedzielę tydzień temu, i dwa tygodnie temu dawałam z siebie wszystko, a nikomu nie chciało się skomentować.
Dokończę tę historię ale nie teraz.
Do zobaczenia
Lady Dream

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 23- Zniknięcie


Nicolas Contrite siedział na zakurzonym, stary i lekko trzeszczącym krześle. Że też "Cień" wybrał takie miejsce jak Wrzeszcząca Chata na spotkanie.
- A Ty znowu dumasz Contrite - usłyszał za sobą kpiący głos. Mężczyzna wstał i otrzepał szaty z kurzu.
- Daruj sobie. - mruknął cicho. W tym czasie Cień rozsiadł się na kanapie.
- Wiesz, ja kieruje tą całą akcją. Mam pod sobą ludzi. Dlaczego? - rzucił jakby od niechcenia  Niegdyś Lord Voldemort był wspaniałą postacią. A potem... Harry Potter. Chłopiec który Przeżył. Jaka szkoda, że wkrótce On sam będzie kontynuował dzieło Voldemorta, nawet tego nie wiedząc. Nie ma to jak wyprać komuś mózg o poranku - dodał zadowolony z siebie.
- Już wiem co miał uczynić ten eliksir. Ta dziewczyna...- Nicolas zaczął ,lecz jego szef mu przerwał.
- Zwariowała. Rozdwojenie Jaźni. Proste ale tragiczne. Wiele osób z tym schorzeniem popełnia samobójstwo. Cóż, niedługo Monroe zostanie wdowcem.
Nicolas był wstrząsnięty.
- Czyli tak chciałeś się go pozbyć? Chciałaś by jego dusza powoli się wyniszczała kiedy będzie patrzył na obłęd ukochanej?- spytał Contrite.
- Dokładnie-odrzekł Cień. - Muszę lecieć. Ktoś mi przypilnować, żeby twoja rodzina nie uciekła- dodał i wyszedł.

                                                                  ***
W Howardzie nic nie miało się dobrze. Zbliżające się egzaminy, wysłanie Anastazji na leczenie do Munga, oraz niewiedza w związku z Potterem. Rodzina Potterów trzymała się razem. Na korytarzach można było spotkać James'a, Al'a i Lily osobno. Wszędzie chodzili razem. Dodatkowo asystowali im Weasley'owie, Laira, Dennis oraz Scorpius.
- Czy wszystko w porządku? - to pytanie Potterowie słyszeli codziennie.
Ale nie sprawiało, że czuli się lepiej.
Parę dni po zabraniu Anastazji do Munga, Richard zaszył się w sobie. Nie wychodził z małego gabinetu, który przydzieliła mu dyrektorka. Nie pojawiał się na posiłkach, i z nikim nie rozmawiał. Więc kiedy Laira dostała wezwanie do gabinetu pomyślała, że chodzi o Richarda, i oto by ktoś z nim spróbowała porozmawiać.
Dziewczyna jednak się myliła.


                                                                  ***
Marco miał dośc siedzenia bezczynnie. Nie wiedział co się dzieje. A tego nie lubił.
Podszedł powoli do swojego łóżka, pochylił się i wyciągnął z pod niego małą skrzyneczke. Otworzył ja, i wyjął mały eliksir.
- To do dzieła - powiedział sam do siebie, po czym jednym łykiem wypił zawartość.
                 

                                                                 ***
- Siądz Lairo- usłyszała dziewczyna od pani profesor po przyjściu. Dziewczyna usiadła.
- Nie będę owijać w bawłełne. - powiedział, po czym westchnęła i dodała:
- Marco uciekł


czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 22 - Anastazja


Jej włosy opadały na poduszki, a jej  nienaturalnie blada twarz mocno kontarastowała z czernią jej loków. Klataka piersiowa Anastazji nierówno podnosiła się i opadała. Jej twarz miała przerożony wyraz. Richard nie wyglądał lepiej. Jego oczy byly podgrążone. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Czuwał przy żonie od dwóch dni nic nie jedząc. Mimo troski, w jego oczach było widać również miłość i niedowiarę. Kiedy podczas uczy podbiegł do Anastazji, powoli wziął ją za rękę. Na początku chciał ją cofnąc, jakby bał się, że dziewczyna nie jest prawdziwa. Że Anastazja jest tylko pięknym snem, który zaraz przeminie.
- Richard- dziewczyna mruknęła przez sen. Mężczyzna zerwał się jak oparzony i zaczął wołać panią Pomfrey.
- Co się dzieje? - zapytała otwierając szeroko oczy.
- Ona coś powiedziała - odparł zdenerwowany.
- To nic takiego. Ona się budzi - uspokoiła go. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dziewczyna zaczęła powoli otwierać oczy. Po chwili nerwowo rozglądnęła się po pomieszczeniu.
- Anastazjo? - Richard spojrzał w oczy dziewczynie.
- Richard. - ujęła jego rękę w drobne dłonie.
- Co się stało? Ja widziałem jak umierasz. - mężczyzna starał się opanować łzy. Wydawło mu się, że zaledwie wczoraj widział jak ucieka z niej życie.
- Medaliony. Mają silniejszą moc niż się wydaję.- wyszeptała słabo. Richard przyglądał się jej z niedowierzeniem.
- Jak to?- zapytał.
- Kiedy się ocknęłam Ciebie nie było, a ja leżałam na podłodze. Żyłam, ale kula, boleśnie mnie uwierała. Wstałam i i podeszłam do stołu w suterenie. Wyciągnęłam kombinerki i po prostu ją wyciągnęłam. Potem Cię szukałam. Długo - opowiadał. Mężczyzna przetwarzał jej słowa.
- Ale.. był pogrzeb. - powiedział cicho roztrzęsiony. Dziewczyna wolno pokiwała głową.
- Nie odnaleźli mojego ciała więc zamiast nie do grobu dali kukłę.- wyjaśniła.
- Dlatego miałaś, a raczej lalka miała twarz osłoniętą czarnym welonem. Żebym się nie domyślił. Ale czemu? - mężczyzna nie mógł pojąć okrucieństwa rodziny Anastazji.
- Nie chcieli Cię załamywać. Pewnie sądzili, że popadniesz w depresję. Zabijesz się- odrzekła słabo.
- Miałem dypresję. Ale teraz jesteś tutaj ze mną. I to się liczy - nachylił się i złożył czuły pocałunek na jej ustach.

                                                                           ***
Nicolas Contrite siedzał przy swoim biurku. Zegar wybijał północ. Za chwilę miał się zjawić. Nicolas wzdrygnął się na samą myśl o spotkaniu. Jakby ktoś wziął wszystkie złe cechy ludzkie i uformował je w masę. Masę która potem stała się koszmarem Nicolas'a. Mężczyzna w myślach nazywał go Cieniem. Bo był jak cień. Czaił się w mroku i czekał by uderzyć w człowieka, przypominając mu o wszystkich potworach krążących w jego myślach. Był mistrzem manipulacji. Z pozoru był niewinny. Nie skrzywdziłby muchy. Ale pozory mylą.
- Nad czym tak rozmyślasz Contrite? -usłyszał kpiący głos za sobą. Mężczyzna nerwowo wstał z krzesła i odwrócił się do Niego.
- Nie powinno Cię to interesować - warknął.
- Ojeju ktoś tu się zdenerwować? Lepiej uważaj , żebym to ja nie wpadł w szał-Cień uśmiechnnął się.
- Czego chcesz? - zapytał śliąc się na spokój. Cień uśmiechnął się. Po chwili wyjął z kieszeni małą buteleczkę.
- Omiawialiśmy to. On musi zniknąć - rzucił mu buteleczkę.
- Rozumiem. Ale nie zrobię tego. Domyślam się co jest w tej buteleczce- Contrite zmarszczył brwi. Cień podszedł bardzo blisko niego.
- Nie chcesz ratować swej małej córeczki? Nie masz pojęcia jaka moc drzemie w tym płynie. I nie to nie trucizna. To coś gorszego. Masz to - Cień zaczął mu szeptać na ucho.  Mężczyzna schowal buteleczkę do kieszeni.
- W czym ma to pomóc myślałem , że- zaczął.
-Do myślenia jestem ja. Myślałem, że już to wiesz- warknął Cień.
- Mówiłeś, że to coś gorszego niż trucizna. Co może być gorszego od śmierci? - zapytał Nicolas. Cień nachylił do niego, a jego oczy zalśniły złowrogo.
- Spróbu nie wypełnić moich poleceń to się dowiesz- wyszeptał jadowicie. Nicolas odwrócił wzrok. Kiedy znowu spojrzał, Cień zniknął.



                                                                           ***
Nastał ranek. Wydarzenia z wczorajszego wieczora poszły niemal w zapomnienie. Większość uczniów starało się cieszyć ostatnimi chwilami wolnośc przed nauką do egzaminów.
Richard siedzaił przy ukochanej i poił ją wodą. Dziewczyna uśmiechała się z wdzięcznością. Laira stała koło nich z Jamesem.
- Przynieść wam coś do jedzenia? - zapytała dziewczyna.
- Zjadłabym kanapkę- przyznała Anastazja.
- Ja skoczę- powiedział James. Pocałował Lairę i wyszedł.
- A właśnie. Lairo - powiedziałabyś Hagridowi , że nie przyjdę wieczorem? Obiecałem mu pomóc, ale chcę jeszcze być przy Anastazji- zwrócił się do gryfonki.
- Jasne. - odparła, i już miała wyjść kiedy Anastazja nagle się zerwał.
- Obietnica - wyszeptała i zamrugała kilka razy jakby sobie coś przypomniała. Uśmiechnęła się, do Richarda, ale po chwili zerwała z jego szy medelion. Mężczyzna spojrzał na nią. W błękitnych oczach Anastazji, w tych samych oczach które patrzyły na niego kiedyś z miłością, dostrzegł triumf i nienawiść. Po chwili złapał się za gardło. Jego ciało zaczęło się starzeć. Laira podbiegła do dziewczyny i wyrwała jej z rąk medalion i założyła na szyję Richarda. Anastazja zaczęła się miotać, ale po chwili się uspokoiła.
- Mój Boże Richarda co Ci się stało? - zawołała przerażona. Mężczyzna i Laira spojrzeli na nią zaskoczeni. W tym czasie wszedł James. W ręku miał talerz z kanapkami. Widzą miny zgromadzonych zbladł.
-Coś mnie ominęło?

                                                                             ***
Parę godzin później James i Laira czekali razem z Richardem na werdygt. Anastazja stwierdziła, że nia pamięta, swojej próby zamordowana męża. Z munga został sprowadzony psychiatra.
- Dopiero co ją odzyskałem a teraz- mruknął załamany mężczyzna.
Gryfoni nie mieli szans odpowiedzieć, ponieważ z sali wyszedł psychiatra. Jego wyraz twarzy nie wróżył dobrych wieści. Zaczął monolog. Do uszu Richarda dotarło jednak tylko jedno zdanie.
- Dziewczyna cierpi na rozdwojenie jaźni.


 Po długim czasie czekania jakie wam zafundowałam, nowy rozdział jest opublikowany. Weszłam dzisiaj na bloga i poczułam jak moje serce drętwieje. Straciłam obserwatora. Nie patrzyłam kim był, więc nie wiem kto mnie opuścił. Chcę go teraz pozdrowić.
Pozdrawiam!
Wiem, że po takim czasie, można się zdenerwować i nie mam tego za złe. Też bym się wkurzyła. Jednak istnieją jednak blogi, które dodają posty raz na miesiąc i to krótsze od moich. Dziękuję moim pozostałym obserwatorą, za to, że ze mną są mimo mojego braku weny. Mam nadzieję, mój obserewatorku , że do mnie wrócisz.
Od dzisiaj obiecuję wam dodawać rozdziały co niedzielę. Nawet jeśli nie będzie mi się chciało. Nawet jeśli wena będzie zdychała gdzieś w odmętach mojej wyobraźni. Nawet kiedy będę chora i będą kosmiczne upały. Będę dodawała rozdział! 
Ale się rozpisałam o.O 
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych wakacji. 
P.S. Zapomniałabym! Komnetujcie! Chcę wiedzieć, co sądzicie o obrocie spraw ;)
Lady Dream