Zapraszam na nowy rozdział.
Według mnie nie jest najgorszy i trochę się w nim dzieje. Sprawa Tajemniczego Pokoju nareszcie została rozwiązana. Proszę o komentowanie. Chcę aby rozdziały były w jak najlepszej jakości, więc przydałaby się opinia.
Zapraszam
Rose siedziała pod ścianą. Było jej przeraźliwie zimno, i czuła jak chłodne powietrze krąży w jej ciele. Nerwowo zaciskała ręce. Próbowała już wszystkiego by się wydostać. Zaklęć, siły, często bezsensownych gróźb, krzyków. Na nic. Duch Rosalindy często ją nawiedzał. Za często. Ciągłe namawiania ducha do stania się " wolną" wprowadzały gryfonkę w depresyjny nastrój.
- James! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić - usłyszała głos za drzwiami. Zerwała się.
- Laira , przykro mi ale nie potrafię już tak. - odezwał się James.
" Co to za szopka? " pomyślała zdezorientowana dziewczyna. Przysunęła się do drzwi. Nagle za nią zmaterjalizowała się Rosalinda.
- No proszę, kolejny zawód miłosny młodej dziewczyny. Będziesz miała towarzystwo - powiedziała zadowolona martwa dziewczyna. Uniosła rękę do góry i drzwi się otworzyły. Do pokoju wkroczyła Laira. Za nią stanął James i przytrzymywał drzwi.
-Co tu się dzieję! - wrzasnęła gniewnie Rosalinda
- Niezła z Ciebie aktorka Laira- pochwalił ją chłopak.
- I nawzajem panie Potter - zaśmiała się dziewczyna. Martwa dziewczyna wpatrywała się w gryfonów zdezorientowana.
- Co to ma znaczyć- spytała gniewnie.
- To znaczy, że to Twój koniec- powiedziała Laira.
- Mój koniec?Jestem duchem! Jestem nieśmiertelna- kpiła. Laira zaczęła mówić formułę zaklęcia. Zerwał się wiatr. Po chwili nastała cisza.
- I co? I nic! Mnie nie da się pokonać - wykrzyknęła.
- Rosalindo ? - usłyszała za sobą głos. Odwróciła się , a jej twarz pojaśniała ze zdumienia. Za nią , w złotej poświacie unosił się Godryk Gryffindor.
- Godryku. - odparła
- Rosalindo, proszę przebacz mi. Nie powinnaś była mnie ratować- powiedział czarodziej.
- Godryku, proszę gdziekolwiek się udajesz weź mnie ze sobą. - odpowiedziała patrząc mu w oczy.
- Najdroższa. Wypuść ich, a już nic nas nie rozdzieli - Godryk wskazał na gryfonów. Rosalinda machnęła ręką a drzwi otworzyły się na oścież. Założyciel powtórzył gest i pokój znikł. Na korytarzu roiło się od uczniów , a na przedzie stała profesor McGonagall.
- Godryk Gry...Gryffindor? - wychrypała. Założyciel nie zwrócił na nią uwagi. Podleciał do Lairy.
- Moja droga. Zaklęcie którego użyłaś było skomplikowane. Nawet Rowena miałaby z nim trudności. Ucz się pilnie, a kiedyś będziesz wspaniałą czarownicą- zwrócił się do niej, po czym wziął Rosalindę w ramiona i razem zniknęli.
- Potter, Note. Do gabinetu. JUŻ - powiedziała dyrektorka.
***
- No dobrze. Złamane punkty. Włamanie do biblioteki po ciszy nocnej, kradzież cennego przyrządu magicznego po samym Dumbledorze, i użycia zaklęcia do przywoływania duchów! Nie wiem co powiedzieć oprócz: 100 punktów dla Gryffindoru. - powiedziała. Uczniowie spojrzeli na nią zdumieni.
- Ale jak to ? - spytała Laira, nie zważając na mordercze spojrzenie James'a .
- Wykazaliście się odwagą.Nie straszne było wam złamanie punktów regulaminu, byleby uratować Rose. A teraz do łóżek. Prędko! - zawołała i wygoniła ich za drzwi. Uczniowie wolno ruszyli korytarzem.
- James, dziękuję. Tylko Ty chciałeś mi pomóc, a ja traktowałam Cię okropnie. Przepraszam - Laira przerwała ciszę.
- Nie ma za co. Po za tym , to ja zachowywałem się jak kretyn. Po prostu chciałem udowodnić Albusowi, że znam się na dziewczynach.- powiedział. W tym momencie Laira poślizgnęła się na posadzce i wpadła prosto w ramiona gryfona. Ich twarze dzieliły milimetry.
- Jak dla mnie, możesz się nie znać. - powiedziała Laira. James nachylił się i pocałował dziewczynę, która zaraz odwzajemniła pocałunek. Po długiej chwili, a może paru sekundach oderwali się od siebie.
Laira zawstydzona odsunęła się.
- Nie. Ja, nie mogę - powiedziała po czym puściła się biegiem po korytarzu. James próbował ją dogonić, ale było już za późno. Z kompletnym mętlikiem w głowie, ruszył wolno ku portretu Grubej Damy.
***
W tym czasie Laira stała nad jeziorem. Wpatrywała się w taflę, srebrną od promieni księżyca. Spojrzała na nadgarstek i przesunęła kciukiem po małej bliźnie w kształcie serca.
- Dotrzymam słowa- powiedziała czując jak łzy cisną się jej do oczy.
niedziela, 29 grudnia 2013
sobota, 21 grudnia 2013
Prorok Codzienny
Cześć!
Święta zbliżają się już dużymi krokami,. Życzę więc wam wszystkiego NAJ NAJ NAJ
Jako prezent mam dla was niespodziankę. W przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział!
Nareszcie wszystko się wyjaśni co do pokoju i Rosalindy. I możecie liczyć też na pocałunek pewnej dwójki uczniów...
I jeszcze jeden mały bonusik :)
Święta zbliżają się już dużymi krokami,. Życzę więc wam wszystkiego NAJ NAJ NAJ
Jako prezent mam dla was niespodziankę. W przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział!
Nareszcie wszystko się wyjaśni co do pokoju i Rosalindy. I możecie liczyć też na pocałunek pewnej dwójki uczniów...
I jeszcze jeden mały bonusik :)
środa, 4 grudnia 2013
Rozdział 9 - Antykwariat
Kolejny rozdział! Przepraszam za opóźnienia ale nie byłam w stanie nic napisać ;(
Ale na szczęście wena postanowiła wrócić.
A co do postu. Nie, sprawa z tajemniczym pokojem się jeszcze nie rozwiąże;) Teraz postanowiłam się skupić na innym wątku a mianowicie - Nicolas'a Contrite.
Zapraszam!
Silny wiatr zawiał mocno na jednej z londyńskiej uliczek, wprawiając w ruch pojedyncze puszki po napojach bądź stare gazety zniszczone już od częstego deszczu. Nicolas Contrite otulił się mocniej czarnym płaszczem, i przyspieszył kroku. Mężczyzna nerwowo rozglądał się po zacienionych bokach ulicy jakby chciał się przekonać czy nie czyha tam na niego straszny potwór z dziecięcych koszmarów, nie dających mu zasnąć. Odkąd jego żona i córka zostały uprowadzone, Nicolas stał się bardzo ostrożny. Tajemniczy porywacze monitorowali każdy jego ruch, a na dodatek dysponowali niezwykłą mocą, która jak dotąd zdawała mu się istnieć tylko w bajkach albo książkach , lub była inną nazwą oszustw ulicznych magów. Mężczyzna stanął przed jedną z szarych kamieniczek wyniszczoną od upływu czasu. Ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały przeraźliwie kiedy Nicolas otworzył je i wszedł do środka, wprawiając dzwonek wiszący w środku w ruch. W środku panował przeraźliwy zaduch, a kiedy mężczyzna postawił pierwszy krok w stronę lady, z dywanu położonym niedbale przy wejściu uniosła się chmura kurzu. Wolnym krokiem podszedł do lady i nacisnął mosiężny dzwonek podobny do tych których używa się w hotelu.
- Już, już idę- usłyszał głos. Po chwili za ladą pojawił się stary właściciel. Za duże okulary prawie spadały z kartoflanego nosa, powiększając jego oczy do rozmiarów talerzyka pod filiżankę.
- Czym mogę służyć - zapytał. ściągając okulary i przecierając je szarą ściereczką.
- Chodzi mi o pewne dokumenty. Konkretnie rękopisy umowy o dzieło Richarda Monroe. Słyszałem , że Pan je posiada. Jestem kolekcjonerem i jestem gotów zapłacić za nie każdą cenę - skłamał gładko Nicolas wpatrując się w właściciela.
- Chyba wiem o co Panu chodzi. Już przynoszę - odparł i zniknął w głębi sklepu. Po chwili wrócił z plikiem starych, zżółkniętych kartek. Położył je na ladzie na wprost Contrita. Mężczyzna wziął je do ręki i zaczął przeglądać. Z informacji jakie dostał stron miało być pięć, lecz w ręku trzymał jedynie cztery.
- Tak zgadza się to o To mi chodziło .Jednak zauważyłem, że brakuje strony - odpowiedział po krótkiej chwili.
- I tu jest problem. Te papiery są w tym sklepie od wielu , wielu lat. Nikt nigdy się nimi nie interesował więc leżały bezpiecznie na dnie skrzyni. Jednak pewnego dnia przyszedł pewien człowiek. Kupił tylko tą jedną stronę i wyszedł. Od tamtej pory już nigdy nie pojawił się w moim sklepie. - powiedział.
- Nie wie pan kim był ten człowiek? Na pewno - dopytywał się Nicolas.
- Na pewno. A te strony? Kupuje pan? - odparł
- Tak. Ile to będzie- powiedział zrezygnowany. Może porywacze zrozumieją?
- Dwieście dwadzieścia dolarów- odpowiedział. staruszek. Contrite spojrzał na niego ze zdziwieniem. Takie dokumenty chodziły na aukcjach po tysiąc a może i więcej. Postanowił się jednak nie kłócić. Wyjął pieniądze schował dokumenty i wyszedł.
Wrócił do domu i stanął jak wryty. W holu stała jego żona.
- Mirando! - powiedział po czym podbiegł do małżonki i mocno ją przytulił.
- Nicolasie- odpowiedziała cicho.
- Tata tata! - po chwili między nim a Mirandą dosłownie z pod ziemie wyrosła Agnes.
- Co wy tu robicie? Wypuścili was?
- Przenieśli nas tutaj.- odparła
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Za jego żoną i córeczką pojawił się mężczyzna i kobieta. Ciemnowłosa kobieta wycelowała różdżkę w Mirandę. Ta upadła na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu.
- Przestańcie- zawołał Nicolas blady jak ściana. Mężczyzna podszedł do Agnes wziął ją za rękę, a z drugą ręką chwycił ramię wijącej się w spazmach bólu Mirandę.
- Mogą cierpieć dalej. O ile nie zdobędziesz piątej strony - powiedział po czym i on , i kobieta oraz jego żona i córka zniknęli z donośnym pyknięciem.
C.D.N.
Ale na szczęście wena postanowiła wrócić.
A co do postu. Nie, sprawa z tajemniczym pokojem się jeszcze nie rozwiąże;) Teraz postanowiłam się skupić na innym wątku a mianowicie - Nicolas'a Contrite.
Zapraszam!
Silny wiatr zawiał mocno na jednej z londyńskiej uliczek, wprawiając w ruch pojedyncze puszki po napojach bądź stare gazety zniszczone już od częstego deszczu. Nicolas Contrite otulił się mocniej czarnym płaszczem, i przyspieszył kroku. Mężczyzna nerwowo rozglądał się po zacienionych bokach ulicy jakby chciał się przekonać czy nie czyha tam na niego straszny potwór z dziecięcych koszmarów, nie dających mu zasnąć. Odkąd jego żona i córka zostały uprowadzone, Nicolas stał się bardzo ostrożny. Tajemniczy porywacze monitorowali każdy jego ruch, a na dodatek dysponowali niezwykłą mocą, która jak dotąd zdawała mu się istnieć tylko w bajkach albo książkach , lub była inną nazwą oszustw ulicznych magów. Mężczyzna stanął przed jedną z szarych kamieniczek wyniszczoną od upływu czasu. Ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały przeraźliwie kiedy Nicolas otworzył je i wszedł do środka, wprawiając dzwonek wiszący w środku w ruch. W środku panował przeraźliwy zaduch, a kiedy mężczyzna postawił pierwszy krok w stronę lady, z dywanu położonym niedbale przy wejściu uniosła się chmura kurzu. Wolnym krokiem podszedł do lady i nacisnął mosiężny dzwonek podobny do tych których używa się w hotelu.
- Już, już idę- usłyszał głos. Po chwili za ladą pojawił się stary właściciel. Za duże okulary prawie spadały z kartoflanego nosa, powiększając jego oczy do rozmiarów talerzyka pod filiżankę.
- Czym mogę służyć - zapytał. ściągając okulary i przecierając je szarą ściereczką.
- Chodzi mi o pewne dokumenty. Konkretnie rękopisy umowy o dzieło Richarda Monroe. Słyszałem , że Pan je posiada. Jestem kolekcjonerem i jestem gotów zapłacić za nie każdą cenę - skłamał gładko Nicolas wpatrując się w właściciela.
- Chyba wiem o co Panu chodzi. Już przynoszę - odparł i zniknął w głębi sklepu. Po chwili wrócił z plikiem starych, zżółkniętych kartek. Położył je na ladzie na wprost Contrita. Mężczyzna wziął je do ręki i zaczął przeglądać. Z informacji jakie dostał stron miało być pięć, lecz w ręku trzymał jedynie cztery.
- Tak zgadza się to o To mi chodziło .Jednak zauważyłem, że brakuje strony - odpowiedział po krótkiej chwili.
- I tu jest problem. Te papiery są w tym sklepie od wielu , wielu lat. Nikt nigdy się nimi nie interesował więc leżały bezpiecznie na dnie skrzyni. Jednak pewnego dnia przyszedł pewien człowiek. Kupił tylko tą jedną stronę i wyszedł. Od tamtej pory już nigdy nie pojawił się w moim sklepie. - powiedział.
- Nie wie pan kim był ten człowiek? Na pewno - dopytywał się Nicolas.
- Na pewno. A te strony? Kupuje pan? - odparł
- Tak. Ile to będzie- powiedział zrezygnowany. Może porywacze zrozumieją?
- Dwieście dwadzieścia dolarów- odpowiedział. staruszek. Contrite spojrzał na niego ze zdziwieniem. Takie dokumenty chodziły na aukcjach po tysiąc a może i więcej. Postanowił się jednak nie kłócić. Wyjął pieniądze schował dokumenty i wyszedł.
Wrócił do domu i stanął jak wryty. W holu stała jego żona.
- Mirando! - powiedział po czym podbiegł do małżonki i mocno ją przytulił.
- Nicolasie- odpowiedziała cicho.
- Tata tata! - po chwili między nim a Mirandą dosłownie z pod ziemie wyrosła Agnes.
- Co wy tu robicie? Wypuścili was?
- Przenieśli nas tutaj.- odparła
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Za jego żoną i córeczką pojawił się mężczyzna i kobieta. Ciemnowłosa kobieta wycelowała różdżkę w Mirandę. Ta upadła na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu.
- Przestańcie- zawołał Nicolas blady jak ściana. Mężczyzna podszedł do Agnes wziął ją za rękę, a z drugą ręką chwycił ramię wijącej się w spazmach bólu Mirandę.
- Mogą cierpieć dalej. O ile nie zdobędziesz piątej strony - powiedział po czym i on , i kobieta oraz jego żona i córka zniknęli z donośnym pyknięciem.
C.D.N.
Subskrybuj:
Posty (Atom)