niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 13- Zagubiona Strona


Laira pchnęła Marca na ziemię. Zielony promień minął go zaledwie o cal. Dziewczyna chwyciła wycelowała różdżkę w najbliższą zakapturzoną postać.
- Drętwota - krzyknęła, ale postać przetoczyła się  na bok. W tym czasie druga, wycelowała w Lairę zaklęcie Cruciatusa , ale James skoczył tuż przednią i wyczarował tarczę. Marco powoli podniósł się z ziemi.
- Uciekaj! - rzuciła Laira, po czym zgrabnie odparowała jedno z zaklęć mierzonych w Marco.
- Ale.. - zaczął
- Koleś! Jak kobieta karzę to lepiej to zrób- przerwał mu James rzucając zaklęcie Upiorogacka, przypominając sobie swoją matkę. Marco kiwnął głowę i szybko odbiegł.
Nagle przez drzewa przetoczył się okropny dźwięk. Jakby tygrys przejechał pazurami po tablicy. Wszyscy zatkali uszy. Zza drzew wyłoniła się przeraźliwe chuda kobieta. Z jej otwartych ust kapała ślina, a wściekle czerwone oczy patrzył na zebranych. Po ramionach spływały jej białe, rzadkie włosy. Jej skóra miała trupi, zielonobiały odcień.
- Szyszymora- wyszeptała przerażona Laira.
- Zwiastująca śmierć- dodał James. Wykorzystując ich nieuwagę postacie wycelowały na raz różdżki w Jamesa. Błysnęło złotawe światło. Chłopak padł na ziemię, a jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Laira klęknęła przy nim i próbowała go ratować.Gdy zielony promień miał trafić ją w plecy, bury kot który do tej pory siedział za krzakami zmienił się w profesor McGonnagal. Odparowała atak. Ostatnie co widzieli uczniowie to błysk białego światła.

                                                                 ***
Laira obudziła się pośród białych poduszek. Rozejrzała się. Była w Skrzydle Szpitalnym. Zaraz podeszła  do niej pani Pomfrey.
- Co się stało? - zapytała.
- Profesor McGonnagal was uratowała. Brrrr jak Ona sobie poradziła przy tej Szyszymorze- wzdrygnęła się pani Pomfrey pakując do ust Lairy łyżkę syropu. Dziewczyna natychmiast go wypluła. Na śnieżnobiałej pościeli pojawiły się złote plamy. Przecież Szyszymora zwiastowała śmierć....
- Gdzie jest James? - wykrztusiła
- Spokojnie , nic mu nie jest - uspokoiła ją Pani Pomfrey. Laira gorączkowo myślała. Kto umarł?
- Znaleźli niedaleko was byłego ucznia. Marca DiLotersa. - oświadczyła. Gryfonka pobladła, i poczuła jak jej serce stanęło.\
- Leży w osobnej sali. Przeżyje - odparła usuwając plamy z pościeli jednym machnięciem różdżki.
- A ta zakapturzona dwójka? - zapytała.
- Jedna osoba z tej dwójki zginęła. Odkryliśmy , że to byli mężczyzna i kobieta. Kobieta rzuciła zaklęcie uśmiercające, ale Pani dyrektor je odbiła. Trafiło w mężczyzna. Kobieta wzięła ciało i teleportowała się.
A teraz śpij, Musisz wypoczywać.- rzekła pani Pomfrey i podała dziewczynie kubek z herbatą. Laira poczuła jak zamykają jej się powieki.
Zanim zasnęła pani Pomfrey włożyła jej coś do ręki.
- To jakaś strona. Marco kazał Ci ją dać - szepnęła i Laira odpłynęła w krainę snów.

                                                              ***
Nicolas Contrite wszedł do antykwariatu. W powietrzu wirowały drobinki kurzu. Zza lady wyłonił się staruszek
- A to Pan! W czym mogę pomóc - zawołała poprawiając wielkie okulary, które co chwila spadały mu z nosa.
- Poproszę o " Dzieła i Marzenia" - Ricarda Monroa. - odparł.
- Już się robi - odparł staruszek i ruszył w głąb sklepu. Nicolas szybko przemknął zza ladę i zaczął przeszukiwać kredens, w nadziei na znalezienie piątej strony.
Nicolas przeglądał nerwowo papiery. Właściciel antykwariatu mógł wrócić w każdej chwili. Nic nie znalazł. Otworzył kolejną szufladę. Oprócz paru kartek urodzinowych z 1950 roku, nic tam nie znalazł. Gdy już miał otworzyć kolejną coś przykuło jego uwagę. Do jednej z kartek było przypięte zdjęcie. Był na nim wysoki, dobrze zbudowany chłopak o radosnym spojrzeniu. Contrite wiedział kto jest na zdjęciu.
On w wieku siedemnastu lat
Schował kartkę do kieszeni płaszcza. 
- Już idę! - usłyszała głos właściciela. Stanął przed ladą. 
- Proszę. To będzie dwadzieścia dolarów - powiedział. Nicolas wyjął pieniądze z portfela i przekazał je staruszkowi. 
- Dziękuję - odparł Contrite sucho i wyszedł.
Na brukowej ulicy padał deszcz. Nicolas wziął zdjęcie i przyjrzał się mu. 
Widocznie świat miał przed nim więcej tajemnic.

Nowy rozdział ;)
Na następny zapraszam za tydzień <3
Twilight

3 komentarze:

  1. Uuuuu... następny tajemniczy wątek , już się cieszę . Życzę powodzenia w pisaniu i weny ( wiem jak to jest chcieć , ale nie móc nic napisać ) !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Żyje. A ona ma kartkę. Jeeej :)
    No to czekamy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero wczoraj znalazłam ten blog. Byłam się że będzie on nudny jak większość innych blogów. Bardzo się myliłam. Rozdziały są spójne i ciekawe. Co do tego rozdziału to bardzo się wystraszyłam kiedy James upadł. Myślałam że nie żyje. Nie podoba mi się ten Marco. A teraz z innej beczki. Zastanawiam się nad twoim nickiem. Mam kilka możliwych wytłumaczeń, ale nie wiem które jest najbardziej możliwe. Życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie.
    felixnetinikaorazbogowieolimpijscy. blogspot.com

    OdpowiedzUsuń