czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 22 - Anastazja


Jej włosy opadały na poduszki, a jej  nienaturalnie blada twarz mocno kontarastowała z czernią jej loków. Klataka piersiowa Anastazji nierówno podnosiła się i opadała. Jej twarz miała przerożony wyraz. Richard nie wyglądał lepiej. Jego oczy byly podgrążone. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Czuwał przy żonie od dwóch dni nic nie jedząc. Mimo troski, w jego oczach było widać również miłość i niedowiarę. Kiedy podczas uczy podbiegł do Anastazji, powoli wziął ją za rękę. Na początku chciał ją cofnąc, jakby bał się, że dziewczyna nie jest prawdziwa. Że Anastazja jest tylko pięknym snem, który zaraz przeminie.
- Richard- dziewczyna mruknęła przez sen. Mężczyzna zerwał się jak oparzony i zaczął wołać panią Pomfrey.
- Co się dzieje? - zapytała otwierając szeroko oczy.
- Ona coś powiedziała - odparł zdenerwowany.
- To nic takiego. Ona się budzi - uspokoiła go. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dziewczyna zaczęła powoli otwierać oczy. Po chwili nerwowo rozglądnęła się po pomieszczeniu.
- Anastazjo? - Richard spojrzał w oczy dziewczynie.
- Richard. - ujęła jego rękę w drobne dłonie.
- Co się stało? Ja widziałem jak umierasz. - mężczyzna starał się opanować łzy. Wydawło mu się, że zaledwie wczoraj widział jak ucieka z niej życie.
- Medaliony. Mają silniejszą moc niż się wydaję.- wyszeptała słabo. Richard przyglądał się jej z niedowierzeniem.
- Jak to?- zapytał.
- Kiedy się ocknęłam Ciebie nie było, a ja leżałam na podłodze. Żyłam, ale kula, boleśnie mnie uwierała. Wstałam i i podeszłam do stołu w suterenie. Wyciągnęłam kombinerki i po prostu ją wyciągnęłam. Potem Cię szukałam. Długo - opowiadał. Mężczyzna przetwarzał jej słowa.
- Ale.. był pogrzeb. - powiedział cicho roztrzęsiony. Dziewczyna wolno pokiwała głową.
- Nie odnaleźli mojego ciała więc zamiast nie do grobu dali kukłę.- wyjaśniła.
- Dlatego miałaś, a raczej lalka miała twarz osłoniętą czarnym welonem. Żebym się nie domyślił. Ale czemu? - mężczyzna nie mógł pojąć okrucieństwa rodziny Anastazji.
- Nie chcieli Cię załamywać. Pewnie sądzili, że popadniesz w depresję. Zabijesz się- odrzekła słabo.
- Miałem dypresję. Ale teraz jesteś tutaj ze mną. I to się liczy - nachylił się i złożył czuły pocałunek na jej ustach.

                                                                           ***
Nicolas Contrite siedzał przy swoim biurku. Zegar wybijał północ. Za chwilę miał się zjawić. Nicolas wzdrygnął się na samą myśl o spotkaniu. Jakby ktoś wziął wszystkie złe cechy ludzkie i uformował je w masę. Masę która potem stała się koszmarem Nicolas'a. Mężczyzna w myślach nazywał go Cieniem. Bo był jak cień. Czaił się w mroku i czekał by uderzyć w człowieka, przypominając mu o wszystkich potworach krążących w jego myślach. Był mistrzem manipulacji. Z pozoru był niewinny. Nie skrzywdziłby muchy. Ale pozory mylą.
- Nad czym tak rozmyślasz Contrite? -usłyszał kpiący głos za sobą. Mężczyzna nerwowo wstał z krzesła i odwrócił się do Niego.
- Nie powinno Cię to interesować - warknął.
- Ojeju ktoś tu się zdenerwować? Lepiej uważaj , żebym to ja nie wpadł w szał-Cień uśmiechnnął się.
- Czego chcesz? - zapytał śliąc się na spokój. Cień uśmiechnął się. Po chwili wyjął z kieszeni małą buteleczkę.
- Omiawialiśmy to. On musi zniknąć - rzucił mu buteleczkę.
- Rozumiem. Ale nie zrobię tego. Domyślam się co jest w tej buteleczce- Contrite zmarszczył brwi. Cień podszedł bardzo blisko niego.
- Nie chcesz ratować swej małej córeczki? Nie masz pojęcia jaka moc drzemie w tym płynie. I nie to nie trucizna. To coś gorszego. Masz to - Cień zaczął mu szeptać na ucho.  Mężczyzna schowal buteleczkę do kieszeni.
- W czym ma to pomóc myślałem , że- zaczął.
-Do myślenia jestem ja. Myślałem, że już to wiesz- warknął Cień.
- Mówiłeś, że to coś gorszego niż trucizna. Co może być gorszego od śmierci? - zapytał Nicolas. Cień nachylił do niego, a jego oczy zalśniły złowrogo.
- Spróbu nie wypełnić moich poleceń to się dowiesz- wyszeptał jadowicie. Nicolas odwrócił wzrok. Kiedy znowu spojrzał, Cień zniknął.



                                                                           ***
Nastał ranek. Wydarzenia z wczorajszego wieczora poszły niemal w zapomnienie. Większość uczniów starało się cieszyć ostatnimi chwilami wolnośc przed nauką do egzaminów.
Richard siedzaił przy ukochanej i poił ją wodą. Dziewczyna uśmiechała się z wdzięcznością. Laira stała koło nich z Jamesem.
- Przynieść wam coś do jedzenia? - zapytała dziewczyna.
- Zjadłabym kanapkę- przyznała Anastazja.
- Ja skoczę- powiedział James. Pocałował Lairę i wyszedł.
- A właśnie. Lairo - powiedziałabyś Hagridowi , że nie przyjdę wieczorem? Obiecałem mu pomóc, ale chcę jeszcze być przy Anastazji- zwrócił się do gryfonki.
- Jasne. - odparła, i już miała wyjść kiedy Anastazja nagle się zerwał.
- Obietnica - wyszeptała i zamrugała kilka razy jakby sobie coś przypomniała. Uśmiechnęła się, do Richarda, ale po chwili zerwała z jego szy medelion. Mężczyzna spojrzał na nią. W błękitnych oczach Anastazji, w tych samych oczach które patrzyły na niego kiedyś z miłością, dostrzegł triumf i nienawiść. Po chwili złapał się za gardło. Jego ciało zaczęło się starzeć. Laira podbiegła do dziewczyny i wyrwała jej z rąk medalion i założyła na szyję Richarda. Anastazja zaczęła się miotać, ale po chwili się uspokoiła.
- Mój Boże Richarda co Ci się stało? - zawołała przerażona. Mężczyzna i Laira spojrzeli na nią zaskoczeni. W tym czasie wszedł James. W ręku miał talerz z kanapkami. Widzą miny zgromadzonych zbladł.
-Coś mnie ominęło?

                                                                             ***
Parę godzin później James i Laira czekali razem z Richardem na werdygt. Anastazja stwierdziła, że nia pamięta, swojej próby zamordowana męża. Z munga został sprowadzony psychiatra.
- Dopiero co ją odzyskałem a teraz- mruknął załamany mężczyzna.
Gryfoni nie mieli szans odpowiedzieć, ponieważ z sali wyszedł psychiatra. Jego wyraz twarzy nie wróżył dobrych wieści. Zaczął monolog. Do uszu Richarda dotarło jednak tylko jedno zdanie.
- Dziewczyna cierpi na rozdwojenie jaźni.


 Po długim czasie czekania jakie wam zafundowałam, nowy rozdział jest opublikowany. Weszłam dzisiaj na bloga i poczułam jak moje serce drętwieje. Straciłam obserwatora. Nie patrzyłam kim był, więc nie wiem kto mnie opuścił. Chcę go teraz pozdrowić.
Pozdrawiam!
Wiem, że po takim czasie, można się zdenerwować i nie mam tego za złe. Też bym się wkurzyła. Jednak istnieją jednak blogi, które dodają posty raz na miesiąc i to krótsze od moich. Dziękuję moim pozostałym obserwatorą, za to, że ze mną są mimo mojego braku weny. Mam nadzieję, mój obserewatorku , że do mnie wrócisz.
Od dzisiaj obiecuję wam dodawać rozdziały co niedzielę. Nawet jeśli nie będzie mi się chciało. Nawet jeśli wena będzie zdychała gdzieś w odmętach mojej wyobraźni. Nawet kiedy będę chora i będą kosmiczne upały. Będę dodawała rozdział! 
Ale się rozpisałam o.O 
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych wakacji. 
P.S. Zapomniałabym! Komnetujcie! Chcę wiedzieć, co sądzicie o obrocie spraw ;)
Lady Dream 

niedziela, 20 lipca 2014

13 powodów :/

Moi kochani - nie to znowu nie rozdział :(
Przedstawiam wam 13 powodów dla których się nie pojawi :

1. Panujący UKROP
2. Ból brzucha
3. Brak weny
4. Brak weny
5. Wspomniałam o braku weny?
6. Powrót do domu po całym dniu.
7. Brak weny
8. Brak weny
9. Brak weny
10. Patrz wyżej
11. Patrz punkt 10
12. A weny ciągle braaaak
13. Patrz punkty : 1,2,3,4,5,6,7,8,9,10,11,12

BARDZO WAS PRZEPRASZAM
Nie dam rady napisać nic, co by mnie usatysfakcjonowało :(

Lady Dream

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 21 - Coraz więcej pytań



Laira siedziała w gabinecie pani dyrektor. Razem z Richardem wyjaśnili całą sytuację.
- Czyli twierdzisz, że mój tata jest drugim Voldemortem? - spytał James.
- Nie. Czar nie został rzucony. Może nie wiem.. nie zostały spełnione jakieś warunki? - zaproponowała
Wszyscy w skupieniu spojrzeli na Richarda.
- Co tak wszyscy się na mnie gapią? Nie mam pojęcia co jest nie tak! - obruszył się.
- Słuchajcie. Mamy położenie bazy tej organizacji. Myślę, że powinnyśmy przeprowadzić plan dywersji i odbicia Pottera! - Kingsley uderzył pięścią w stół.
- Pomyślimy nad tym. Nie można być pewnym, że nam się uda. A jeśli to nie była ich baza, tylko lochy? A nie zastanawialiście się jakim cudem tak prostu ja i Laira zostaliśmy odbici? Nikogo nie spotkaliśmy. - rzucił Monroe.
- On ma racje- przyznała pani dyrektor.
- Proponuję zakończyć naradę. Na razie nic nie zrobimy - zaproponował Kingsley.
- To ja spadam - powiedział Richard.
- Obawiam się, że nie. Musi pan tu zostać. Tylko trzeba dokonać pewnej metamorfozy, by nie wyglądał pan jak z tysiąc osiemset któregoś - odparła rzeczowym tonem dyrektor.
Laira i James spojrzeli po sobie.
- Victoire może Ci pomóc

                                                                       ***
Godzinę później zobaczyli zupełnie innego Richarda. Miał na sobie niebieską koszulę i ciemne jeansy. Długie włosy, były dobrze przystrzyżone. Na nogach miał czarne adidasy.
- Fiu fiu. Musisz uważać na niektóre dziewczyny z siódmego roku. Nie odpędzisz się koleś- powiedział Victoire kiedy spojrzała na dzieło końcowe. Laira musiała przyznać, że Victorie po mistrzowsku obcięła mu włosy i dobrała strój.
- No no Richard. Wyglądasz cholernie świetnie- wtórowała Victoire Laira. Richard spojrzał na nie zdumiony. Dziewczyny parsknęły śmiechem.
Do sali ktoś zapukał.
- Proszę - zawołała Laira. Do sali wszedł Hagrid.
- Witojcie. Słyszałem, że jest tu taki jeden Monroe. I.. no cholibka zapomniałem. - urwał. - A już wiem! Czy Ty. no Monroe, nie chciałbyś mi pomóc przy lekcjach? Potrzebuję kogoś do pomocy ze Sklątkami- zapytał. Richard spojrzał na niego zadumany.
- W porządku mogę pomóc - powiedział. Hagrid podszedł do niego i go uściskał.
- Dziękuję ! Normalnie to bym som poradził sobie z tymi sklątkami, ale cholibka, Harry w niebezpieczeństwie, nie wiadomo czy jeszcze żyje chłopina- chlipnął - znałem go jako takiego małego berbecia i widziałem jak rośnie.  Już raz musiałem patrzeć jak umiera. Nie umarł wtedy, no ale - olbrzym wybuchnął płaczem. Laira i Victoire podeszły do niego i mocno go uściskały. Richard podał wielki ręcznik Hagridowi. Olbrzym wziął ręcznik i głośno się w niego wydmuchał.
- Dziękuje wam - powiedział po czym rozpłakał się na nowo.

                                                                       ***
Czarnowłosa dziewczyna szła po błoniach Hogwartu w stronę zamku. Był już wieczór i wszyscy byli na uczcie. Dookoła rozsiana była mgła. Dziewczyna powoli wlokła się do wielkich wrót. Trzymała się za krwawiący bok. Jej niebieska suknia była poszarzała od brudu, i mokra od krwi. Jej bose stopy zapadały się w mokrą trawę. W końcu dotarła do wejścia. Z trudem otworzyła ciężkie drzwi. Doszła do Wielkiej Sali. Weszła do środka. Gwar natychmiast ucichł, a spojrzeń wszystkich zostały skierowane w jej stronę. Powoli doszła do stołu nauczycielskiego. Potem padła na posadzkę. Ciszę przerwał krzyk Richarda. Zerwał się ze swojego miejsca koło Hagrida i podbiegł do dziewczyny. Słychać było tylko jego głos.
- Anastazjo

Rozdział krótki, wena ( a raczej jej brak) mnie dobija, ale mam nadzieję, że nie jest tak źle jak mi się wydaje ^_^
Lady Dream 

sobota, 12 lipca 2014

Miniaturka I - Na setny rzut oka cz.I



Rudowłosa kobieta, rytmicznym krokiem przemierzał Londyńskie ulice. Wdychała aromatyczny zapach kawy i ciast pochodzący z małych cukierni. Jej jasno-niebieska sukienka lekko powiewała na wietrze. W jej niebieskich oczach błyszczały iskierki radości. Jak cudownie było wreszcie tutaj być! Kobieta zaledwie dzień wcześniej wróciła ze swojej podróży po azjatyckich krajach. Jej brązowe sandały stukały po brukowanym podłożu.
  W pewnym momencie skręciła w jedną z mniejszych uliczek. Była wąska, a światło słoneczne, z niepowodzeniem starało się rozświetlić ten zakamarek. Niezrażona kobieta szła dalej. Jej rude włosy zdawały się lśnić w ciemnościach. Wciągnęła nosem powietrze i skrzywiła się. To nie był ten sam zapach świeżych ciast. Powietrze było zatęchłe i bez problemy można było w nim wyczuć zapach papierosów i alkoholu. Rudowłosa nie poddała się. Uwielbiała odkrywać nowe miejsca, a w tym nigdy nie była. Po paru minutach natrafiła na ślepy zaułek. Zdenerwowana uderzyła płaską dłonią w ścianę, jakby miała nadzieję, że ta ustąpi. Odwróciła się na pięcie ale potem stała jak wryta. Drogę zagrodzili jej trzej mężczyźni.
 Pierwszy miał najwyżej dwadzieścia parę lat. Tłuste blond włosy miał spięte w kucyka. Miał na sobie workowate ubrania, a z kieszeni wystawała mu paczka Malboro.
 Drugi był starszy, prawdopodobnie dobiegał do czterdziestki. Czuć było od niego typowy smrodek. Jego koszulka była poplamiona tłuszczem z frytek.
 Ostatni miał kręcone czarne włosy. Wyglądał jak rozpuszczony chłopczyk z dobrego domu, który potrafi pobić, jeśli dostanie za mało pieniędzy. Mimo takiego wyglądu, kiedy uśmiechnął się złowieszczo kobieta mogła zobaczyć żółte zęby. Był może parę lat od niej młodszy.
- Gdzieś się wybierasz? - spytał blondyn zapalając papierosa. Kobieta spojrzała na niego z odrazą.
- Ja wybieram się do domu, a Ty chyba po raka płuc - odparła wyniośle. Najstarszy mężczyzna roześmiał się gardłowo.
- Słuchaj mała. Dasz nam całą kasę i puścimy Cię wolno - warknął. Rudowłosa spojrzała na niego z politowaniem.
- Po co? Żebyście kupili kolejne butelki piwa i wrzeszczeli pijani po nocach? Dzięki ale nie - kobieta starała się ich wyminąć. "Chłopczyk z bogatego domku" chwycił ją za nadgarstki. Rudowłosa starała się wyrwać, ale ten trzymał się mocno. Nachylił się i zaczął szeptać jej do ucha. Kobieta poczuła zapach alkoholu i dymu.
- Może byłabyś trochę milsza - powiedział.
- Puść mnie! - warknęła i próbując się wyrwać. Blondyn próbował wyrwać jej torebkę. Chciała krzyczeć, ale czarnowłosy jej to uniemożliwiał.
- Puśćcie ją ! - usłyszeli głos. Do akcji wkroczył młody mężczyzna. Miał krótkie, spłowiałe blond włosy. Ubrany był w doskonale skrojoną niebieską marynarkę. Kobiecie skojarzył się z James'em Bondem.
- Odwal się - warknął blondyn. Mężczyzna podbiegł i przyłożył mu w twarz. Kobieta skorzystała z okazji i kopnęła czarnowłosego. Ten zwinął się z bólu, ale wyrwał jej torebkę. Wszyscy trzej uciekli w popłochu.
- Nic Ci nie jest? - spytał "bohater" kobiety.
- Nie. - odparła
- Wzięli Ci torebkę. Nie martw się. Zaprowadzę Cię do urzędu, żebyś mogła zgłosić kradzież dowodu. - powiedział. W jego brązowych oczach kryła się troska.
- Nic się nie stało. Miałam w torebce tylko jakieś siedemdziesiąt centów i chusteczki. Kiedy idę na spacer, zostawiam w mieszkaniu portfel i dokumenty, dokładnie schowane - uśmiechnęła się.
- Wobec tego pozwól mi odkupić torebkę - zaproponował mężczyzna.
- To była podróbka kupiona w jakimś sklepie. Nie kosztowała dużo, więc nie ma po co robić zachodu. A tak w ogóle kim pan jest i od kiedy przeszliśmy na Ty? - spytała odrzucając rude loki.
- Oczywiście, nie przedstawiłem się.  Jestem Nicolas Contrite  - powiedział.
- Miło mi poznać. Miranda Bacrely - odparła.
- Wobec tego Mirando, pozwól , że odprowadzę Cię do domu. - Nicolas skłonił się.
- Mam pokazać obcemu mężczyźnie gdzie mieszkam, choć spotkałam go w ciemnym zaułku? - kobieta zmarszczyła brwi. Starała się zachować powagę, chociaż śmiech sam podnosił kąciku jej różowych ust.
- Przypominam, że ów mężczyzna uratował Cię, przed bandą zbirów - bronił się Contrite również powstrzymując wybuch śmiechu.
- No dobrze, pozwolę się odprowadzić Nicolasie - odparła udając, patrząc na niego wyniośle. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
  Po drodze długo ze sobą rozmawiali. Nicolas wyznał jej swoje bogate pochodzenie. Jego ojciec był właścicielem wielu firm, mających wysokie miejsce na rynku od wielu lat. Miranda zaś zwierzała się, że mimo wyglądu marzycielki, twardo idzie po wyznaczony cel, nawet jeśli czasem buja w obłokach.
- Inspiracje czerpie ze snów. Wtedy powstają moje najlepsze obrazy - opowiadała, z czego czerpie inspiracje, do swoich obrazów. Skończyła studia plastyczne na jednej z nowojorskich akademii. Nicolas skończył zaś architekturę. W końcu doszli do kamienicy w której mieszkała kobieta.
- Wiesz co? Na pierwszy rzut oka wydajesz się rozmarzoną kobietą która nie chce dorosnąć. Ale jak widać pod tymi pozorami kryje się cenny skarb - powiedział do niej Nicolas.
- Serio? A Ty, który wydajesz się być rozpuszczonym synalkiem tatusia, jesteś fajnym facetem - odparła.
   Nicolas zmarszczył brwi.
- Wydaje się być rozpuszczony?
    Miranda uśmiechnęła się tajemniczo.
- Do zobaczenia - pożegnała się i weszła do kamienicy.

                                                                            ***
Mieszkanie Mirandy znajdowało się na samej górze kamienicy. Często lubiła wychodzić wieczorem na taras, z kubkiem herbaty i książką, czytając w rytm miejskich odgłosów.  Kobieta otworzyła drzwi kluczem. Weszła do mieszkania. Było urządzone dość skromnie. Mała kuchnia, łazienka, salon i dwa pokoje tworzyły jej małe królestwo. Poszła do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie sukienkę. Na nogi wciągnęła stare jeansy, pokryte zeschniętą farbą. Ubrała do nich białą koszulkę. Rude włosy związała w kok. Pobiegła do drugiego pokoju. Stało w nim mnóstwo sztalug. W kącie kobieta umieściła gotowe obrazy. Już miała zabrać się do malowania, kiedy na jej komórkę przyszła wiadomość:
Witam. Chciałbym zamówić obraz, przedstawiający bukiet róż. Słono za niego zapłacę.
Jeśli pani się zgadza, prześlę pani inne informacje.
Pozdrawiam
Colin Nitrate
Miranda kilka razy przeczytała wiadomość. Co jej szkodzi? Aukcje jej obrazów nie szły ostatnio wspaniale, a trochę grosza się przyda.
Szybko odpisała, i po chwili uzyskała informacje :
Kolor róż - pudrowy odcień różowego
Tło do róż - jasny błękit
Bardzo bym prosił, by dostarczyła pani obraz osobiście na podany adres " Milton Lord 33", ubrana w elegancką kreację. 

Miranda zdziwiła się, ale czasem zdarzało jej się dostarczać obrazy osobiście.  Szybko wzięła się do malowania.

Pierwsza część miniaturki ^^ Druga pojawi się... em ciężko stwierdzić, ale niebawem :3

piątek, 11 lipca 2014

WYJAŚNIENIA!!


HOME SWEET HOME!!
Przed chwilką wróciłam od babci. Jak CUDOWNIE jest być w domu!
Rozdział nie został dodany  tego właśnie powodu = BRAK INTERNETÓW U BABCI :(
Próbowałam coś nagryzmolić, ale blogger się wyłączał albo wieszał, kiedy były internety >.<
Wróciłam i od razu wzięłam się do pisania. Nowy rozdział standardowo w niedzielę, ale jutro ( lub dzisiaj jeśli się wyrobię :3  ) ukaże się pierwsza miniaturka - "Na setny rzut oka"

Pozdrawiam!

P.S. - Wiadomość od mojego brata :P  :

 "Lubię placki!"

Lady Dream