niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 4 - Głębia cz.II

Już jest. Druga część czwartego rozdziału. Baaaardzo was przepraszam za opóźnienia. Powód= brak weny. Jak widać, też musiała mieć wakacje ;) Na szczęście już wróciła!


Laira otworzyła oczy. Jej ręce były przykute łańcuchami do ścian. Rozglądnęła się . W rogach szarych ścian zadomowiła się pleśń i grzyb a z sufitu kapała woda. Jedyne maleńkie okno znajdowało się wysoko  nad głową dziewczyny. Na przeciw niego , między ścianami znajdowały się czarne kraty obrośnięte glonami. Dzięki temu Laira wiedziała już , że dalej jest w jeziorze. Po chwili kraty otworzyły się , boleśnie skrzypiąc i do środka weszła kobieta. O ile można było nazwać tak tą postać. Przypominała kobietę jedynie z twarzy. Długie poskręcane czarne loki, jasnoniebieskie oczy , mały nos i krwistoczerwone usta, tak bardzo wyróżniające się na tle śnieżnobiałej karnacji. Jej ciało było porośnięte czarnymi glonami , tworząc długą suknie. Na rękach tkwiły czarne płetwy a palce łączyła błona tego samego koloru. Na nogach znajdowało się mnóstwo czarnych i butelkowozielonych przyssawek. Postać brutalnie wrzuciła do pomieszczenia kolejnego więźnia po czym zamknęła cele.
- James! Ty..- krzyknęła dziewczyna
- Też się cieszę, że Cię widzę- przerwał chłopak
- Ty idioto! Zobacz w co nas wpakowałeś! Ciesz się , że możemy tu oddychać - dokończyła Laira.
- Ale wiesz. Tak trochę mi się udało. Jesteśmy sam na sam, i gdybyśmy tu byli z własnej woli, to by była jakby randka- powiedział James
- Chyba w Twoich snach - skomentowała dziewczyna
- A nie w Twoich? - spróbował chłopak szczerząc się.
- Zamiast błaznować spróbuj mnie uwolnić - odpowiedziała Laira. Pierworodny Potter'ów jednym ruchem rozpiął łańcuchy.
- Jak to zrobiłeś?- spytała szczerze zdziwiona dziewczyna, masując nadgarstki.
- Szczerze? Te łańcuchy są tak stare , że same się rozleciały- przyznał James.
- W takim razie , teraz obmyślmy plan, jak się stąd wydostać - zadecydowała nastolatka.

                                                                            ***
Ginny Potter siedziała na łóżku i przeglądała albumy. Uśmiech sam wkradał się na jej twarz kiedy oglądała zdjęcia. To mały James  z umorusaną buzią, to Al stawiający pierwsze kroczki, tu Lily która nieświadomie użyła swoich mocy , i sprawiła , że na głowach jej braci wyrosły dorodne  kolby kukurydzy.
- Co tam oglądasz? - usłyszała głos swojego męża.
- Stare fotografie - odpowiedziała przytulając się do Harry'ego.
- Wiesz , Luna i Neville obiecali , że odwiedzą nas w przerwie świątecznej - odezwała się po chwili pani Potter.
- To wspaniale. O nie! - spojrzał na zegarek - Zaraz się spóźnie . Obiecałem Kingsleyowi , że będę na czas - poderwał się Harry.
- Kochanie. O co chodzi? Wychodzisz zanim wstanie słońce, i wracasz po północy. A kiedy jesteś w domu, cały czas przesiadujesz w swoim gabinecie, przeglądając jakieś papiery! - zaperzyła się Ginny.
- No dobrze. Nie będę dłużej z tym zwlekał. W połowie sierpnia, zaczęli ginąć ludzie. Wkrótce okazało się, że działa za tym jakieś stowarzyszenie. Przepytaliśmy byłych śmierciożerców, paru podaliśmy nawet Veritaserum. Nic. Zauważyliśmy , że osoby które zginęły to krewni osób które walczyły w bitwie. Ich śmierć to coś jakby zemsta , za koniec Voldemorta. Prawdopodobnie w tym stowarzyszeniu, znajdują się także Nojry. Wiesz, te wodne wiedźmy. - zakończył swą opowieść Potter patrząc żonie głęboko w oczy.
- Skarbie. One mieszkają w jeziorach tak? - spytała męża
- No tak - odpowiedział jej
- Chodzi o to , że Voldemorta nie ma bo Ty go pokonałeś. W Hogwarcie jest jezioro i to ogromne. - zaczęła Ginny
- A co to ma do rzeczy? - spytał Harry
- To , że w gorące dni, nasze dzieci na pewno będą w nim przesiadywały. A to oznacza, że są łatwym celem- dokończyła jedyna Ginevra. Potter chciał coś dodać , ale nie zdążył bo przez uchylone okno, wleciała płomykówka. Harry szybko odwiązał odwiązał list i już chciał go przeczytać, ale żona go ubiegła.
- Kochanie , to już się stało. Nojry mają Jamesa - powiedziała roztrzęsionym głosem.

                                                                          ***
Lily , Rose i Albus, siedzieli w pokoju wspólnym Gryfonów. Niektórzy gryfoni , łypali na ślizgona z pod łba , ale Al się tym nie przejmował. Dużo bardziej martwił się o brata. Rose gładziła po głowie Lily, która chlipała cicho. Po chwili do pokoju wpadli Teddy, Victoire oraz Hugo.
- I co? - zapytał syn Lupinów
- Na razie czekamy , na wieści od profesor McGonagall. - odpowiedziała Rose.
- Siadajcie - zachęcił Al. Mijała godzina, dwie, trzy. Wkrótce pokój wspólny się wyludnił. Została w nim  szóstka uczniów. Siedzieli w ciszy, przerwanej od czasu do czasu pochlipywaniem Lily.

                                                                          ***
- Ała! Długo jeszcze? Boli mnie głowa - spytał James.
- Nie moja wina, że te wiedźmy umieściły te okno tak wysoko. - odpowiedziała Laira, i dla potwierdzenia zdania podskoczyła lekko , próbując zobaczyć coś przez okienko.
- Nie mogłabyś skakać trochę delikatniej? Będę miał siniaki - jęknął najstarszy syn Potter'ów
- Gdyby nie Ty, nie musiałabym skakać po Twojej głowie, by się wydostać. Więc nie narzekaj. - odburknęła dziewczyna. Po chwili zachwiała się i razem z Jamesem runęli na zimną posadzkę. Nim zdążyli się podnieść kraty otworzyły się i do środka weszła, ta sama Nojra która wtrąciła Jamesa do lochu.
- Za mną - warknęła głosem, przypominającym skrzek ropuchy. Uczniowie podążyli za nią. Nagle w jednej chwili, James podszedł bliżej i zaczął bajerować, nie zważając na minę Lairy która mówiła " Odsuń się bo zaraz dźgnie Cię włócznią".
- Naprawdę piękna sukienka, a te przyssawki dodają uroku - komplementował wiedźmę. Ta lekko się uśmiechnęła.
- Naprawdę? Dziękuję - odpowiedziała i odwróciła się w stronę chłopca. Wtedy Laira wyrwała jej włócznię chwyciła Jamesa za rękę i pobiegli naprzód.Po chwili zobaczyli swoje różdżki , przymocowane do muru. Najstarszy syn Potterów wziął od niej włócznie, i podważył różdżki. Wziął swoją a drugą rzucił Lairze. Dziewczyna szybko odwróciła się i po chwili James ujrzał jak mnóstwo Nojr pada pod Drętwotą rzuconą przez Laire. W tym czasie on rzucił na dziewczynę i na siebie zaklęcie Bąblogłowy , i jednym szybkim zaklęciem rozwalił mur. Uczniowie chwycili się za ręce i odpłynęli jak najdalej od zamku wiedźm . Radość nie trwała długo. Po chwili  dwadzieścia Nojr podpłynęło do nich , co wskazywało na długą walkę. Wiedźm przypływało coraz więcej. Wycieńczeni walką nie wiedzieli co ich czeka. Stracili przytomność.

                                                                     ***
Obudzili się w Skrzydle Szpitalnym. Pani Poppy Pomfrey natychmiast do nich podbiegła.
- Jak się czujecie? Spotkanie z tymi wiedźmami to musiało być straszne. - powiedziała po czym kazała im wypić jakąś dziwnie pachnącą , niebieską miksturę.Po chwili do Skrzydła wpadli Rose, Hugo, Lily, Albus, Victoire oraz Teddy.
- Na szczęście! Tak się cieszę , że was widzę - zawołała Lily tuląc się do brata. Rose w tym czasie przytuliła Lairę.
- Zaraz , zaraz. Ty jesteś Teddy Lupin tak? - zapytała
- A jak- odpowiedział
- Jak Ty możesz być uczniem Hogwartu? Przecież Ty i Victoire powinniście go już skończyć. - powiedziała.
- No wiesz, Teddy starał się o pracę Aurora, ale mu brakowało wybitnego , a mi też brakło. Więc powtarzamy siódmą klasę. Mimo , że mój metamorfog ma już ponad dwadzieścia lat. Na szczęście się udało - wyjaśniła dziewczyna, zarzucając blond lokami.
- A wiecie co jest najlepsze? Już po wszystkim. - odezwał się Hugo. Nie wiedział jednak , jak bardzo się myli...

Mam nadzieję, że się podobało. Następny już w środę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz