środa, 21 maja 2014

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 15 - "Wiem kim jesteś"


Nicolas Contrite siedział w swoim gabinecie. Po chwili przed nim pojawiła się ciemnowłosa kobieta.
- Masz piątą stronę?! - krzyknęła waląc pięścią w blat biurka.
- Jeszcze nie. Dlaczego jesteś taka wściekła? A gdzie twój przyjaciel  - spytał unosząc wysoko brwi.
- Nie żyje - oznajmiła sucho.
- Chyba nie będziesz zła, jeśli nie złoże kondolencji - odparł uśmiechając się złośliwie. Po chwili w kieszeni płaszcza kobiety rozdzwonił się telefon.
- Halo? Tak. Rozumiem - powiedziała i rozłączyła się. Po chwili na jej ustach zagościł złośliwy uśmieszek.
- Contrite. Pakuj walizki. Namierzyliśmy piątą stronę. Pojedziesz tam jako nauczyciel i ją zdobędziesz- orzekła.
- Gdzie mam jechać?! - spytał blednąc
- Do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie- odparła.

                                                                  ***
- Słyszałaś, że będziemy mieli nowego nauczyciela mugoloznastwa? - spytała Susan do Lairy kiedy szły razem korytarzem.
- Naprawdę? A co się stało z panią McMilan? - odparła
- Cóż, kiedy była na chwile w świecie mugoli złapała ją straszna choroba. Nawet w Mungu nie wiedzą jak ją leczyć - powiedziała ściszonym głosem.
- Nie! Mówię Ci, że na ślub masz mieć brązowe włosy, a nie zielone!- koło nich przeszła Victoire dyskutując z Teddy'm.
- Ślubne przygotowania? - spytała Susan.
- Tak - odparła rozanielona blond piękność.
- A właśnie, bo Victoire pewnie zapomniała zgodzisz się być jedną z czterech druhen?- spytał Teddy Lairę.
- Przecież Victoire ma mnóstwo przyjaciółek - zauważyła Laira
- Tak, ale Veronica zajmuje się tortem, Ashley zajmuje się kwiatami a Lindsey kateringiem - wyrzuciła jednym tchem.
- No, skoro chcecie - odparła Laira
- Świetnie! Idziemy na przymiarkę sukni! - zaśpiewała blondynka chwyciła Lairę za rękę i pociągnęła za sobą. Gryfonka zdążyła jedynie pomachać na pożegnanie Susan, której Teddy wręczał zaproszenie.

                                                                      ***
W sali profesor Trawley było duszno i gorąco. Laira nie mogła uwierzyć, że właśnie tą salę wybrała Victoire. Przyszła panna młoda siedziała na różowej pufie pijąc herbatę z różowej filiżanki.
- Gdzie jest pani profesor? - spytała Laira.
- Wybrała się do jakiejś kuzynki. Jest weekend, a nauczyciele też mają jakieś życie- powiedziała kończąc herbatę.
Laira wiedziała, że ma racje ale jakoś nie wyobrażała sobie dyrektorki opalając się gdzieś na Krecie.
- No dalej! Rose wychodź! - zawołała krukonka klaszcząc. Zza kotary wyszła Rose. Miała na sobie przepiękną suknie w jasnym odcieniu pudrowego różu. Plecy sukienki zastępowała koronka.
- Wyglądasz pięknie- zachwyciły się Victoire i Laira
- Tak, ale ten róż nie wygląda dobrze do moich włosów. Lily też ma rude.- odparła.
- Więc możemy zrobić małe czary-mary - powiedziała Laira i suknia z miejsca stała się granatowa.
- Teraz wspaniale- odparła Victoire.
- Czyli ja, Rose, Lily i Dominique jesteśmy Twoimi druhnami? - upewniła się Laira
-Tak. Oczywiście musicie mieć partnerów do tańca. Lily zatańczysz z Dennisem czy jak mu tam- oznajmiła Victoire zerkając na rozpiskę swojej kuzynce która właśnie weszła.-. Rose tobie trafił się Scorpius, a Ty Laira będziesz tańczyć z James'em. - dokończyła.
- Co? - wykrzyczała.
- Cóż, nie masz wyboru. Rozpiska nie kłamie- Victorie zamachała kartką.
-Dobra, mogę już iść? Muszę coś załatwić - spytała Laira.
- Tak. Lily Twoja kolej- oznajmiła blond włosa.

                                                                      ***
Nicolas Contrite siedział w swoim nowym gabinecie. Jutro miał zacząć pierwszą lekcje. Ale jak to wygląda? Jak ma poprowadzić lekcje? Nawet nie jest czarodziejem. Nagle przez okno wleciała sowa. Contrite odwiązał liścik.
"Wiem kim jesteś"
Mężczyzna nerwowo rozglądnął się dookoła, jakby nadawca miał wyskoczyć z szafki.
- Nikt nie może się dowiedzieć - szepnął cicho i podarł list.

                                                                      ***
Laira szła korytarzem, kiedy wpadła na James'a.
- James - zaczęła
- Posłuchaj. Wiem, że Marco był dla Ciebie kimś wyjątkowym. Rozumiem to, skrzywdził Cię. Ale ja Cię nie skrzywdzę. Na początku chciałem Cię tylko poderwać, ale zakochałem się w tobie. Proszę daj mi szansę- zakończył. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko zarzuciła mu ręce na szyje i mocno pocałowała. Znikł jej obawy. Marco się już nie liczył. Teraz liczyło się to, że jest z James'em. Płynnie przeszli do pocałunków francuskich. Mogli stać na tym korytarzu wieczność. Oderwali się od siebie.
- Idziemy na kolację?- spytał James.
- Tak. Przez przymiarkę sukni druhny, nie byłam na obiedzie- odparła i przytuliła się do chłopaka.

                                                                 ***
Marco siedział na łóżku trzymając w rękach lustro.
-Pokaż mi Laire - poprosił. Poproszenie pokoju o to lustro było strzałem w dziesiątkę. Włączał je zawsze o godzinie ósmej wieczór.
Ukazał mu się obraz. Laira całująca się z James'em Potter'em. Czuł jak w środku niego coś się gotuję. Wściekły ale i smutny trzasnął lustrem o ziemię. Po chwili wyjął z szuflady pergamin i pióro.
"Wypełnię zadanie do końca.
Możecie na mnie liczyć"
     M.DL
Podszedł do okna i wezwał swoją sowę która latała niedaleko.
- Do Nich - powiedział i przywiązał list do nóżki sówki.
Po chwili patrzył jak znika w ciemności.

Nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał ^^   Jeśli tak proszę o komentarz :)
Informacja:
Nowy rozdział ukaże się niestety dopiero za dwa tygodnie. W tym tygodniu mam egzamin z fletu, a 27 - do 29 mam egzaminy wstępne do szkoły więc nie dam rady pisać, z powodu natłoku nauki. Więc I czerwca ( cóż za zbieg okoliczności ;)  możecie liczyć na nowy rozdział.
Pozdrawiam 

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 14 - Historia Marco cz.II


- Zaczęło się na czwartym roku. Dostałem od kumpli wyzwanie i zakradłem się do działu Ksiąg Zakazanych. Odkryłem tam księgę, o czarnej magii. Zainteresowała mnie więc ją wykradłem i zacząłem czytać po kryjomu. Zafascynowała mnie. Zacząłem rzucać skomplikowane zaklęcia czarno-magiczne. Ale.. wpadłem. Złamali mi różdżkę i wróciłem do domu. Byłem w zastępczej rodzinie. Nie za bardzo się mną przejmowali. Nie chciałem przerwać rzucania czarnej magii, więc ukradłem Micke'owi różdżkę- powiedział.
- Mike to Twój zastępczy ojciec? - zapytała Laira
- Tak. Uciekłem z jego różdżką. A potem spotkałem Ciebie. Chciałem to rzucić.  - wyjaśnił
- Nie wierzę. A ci ludzie w fabryce?! - wykrzyknęła dziewczyna
- To byli moi jakby strażnicy. Złapali mnie, a potem wpadłem do poprawczaka. Mugloskiego -wzdrygnął się.
- A ta piąta storna? - spytała
- Podczas jednego z spacerów natknąłem się na ślad grupy czarno-magicznej. Nie wiem co chcieli zrobić ale potrzebowali rękopisy umów o dzieło Richarda Monroe'a.Mówili coś o antykwariacie w Londynie. Oddaliłem się od grupy i uciekłem. Pojechałem do Londynu. Znalazłem umowę i wykradłem ostatnią stronę, z  najważniejszymi informacjami. Dlatego mnie ścigali. Uratowałaś moje życie. Jestem Twoim dłużnikiem. - zakończył.
- Nie wiem co mam myśleć- odrzekła. Marco złapał ją za rękę.
- Wybacz mi. Proszę - chłopak spojrzał jej w oczy, by po chwili nachylił się i ją pocałował. Laira nie wyrwała się tylko odwzajemniła pocałunek. Marco zanurzył ręce w jej brązowych włosach. Wtedy dziewczyna się opamiętała.
- NIE. Nie chcę być z tobą. Zrujnowałeś mnie, a kiedy jest dobrze znowu przez Ciebie coś idzie źle. Nie jestem gotowa Ci wybaczyć. I na razie nie chcę Cię widzieć - powiedziała i odepchnęła Marco. Do pokoju weszła pani Pomfrey.
- Czy już... -zaczęła
- Ja już wychodzę - przerwała jej Laira i wyszła.
- Strzeż strony! - usłyszała wołanie Marco, ale się nie odwróciła.

                                                                           ***
W pokoju wspólnym gryfonów w fotelu siedziała Rose. Nagle przez okno wpadła brązowa sowa.
Dziewczyna otworzyła list.

                    Błonia za 10 minut.
                                    S.M
 Rose wybiegła z pokoju.

                                                                             ***
Na błoniach było zimno. Buty dziewczyny były już przemoczone. Nad jeziorem stał Scorpius.
- Scorpius! - zawołała i popędziła do chłopca.
- Rose- uśmiechnął się i przytulił dziewczynę.
- O co chodzi? - spytała uśmiechnięta. Jej policzki były zarumienione od mrozu.
- Mam dla Ciebie niespodziankę - powiedział. Machnął różdżką i buty Rose zmieniły się w łyżwy. Machnął drugi raz i to samo stało się z jego butami.
- Będziemy jeździć? - spytała zaskoczona.
- Tak - odparł Scorpius i pociągnął ją w stronę jeziora. Jeździli długo. W końcu zmęczeniu upadli na śnieg.
Leżeli koło siebie. Po chwili chłopak przybliżył się do Rose i mocno ją pocałował. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Objęła ślizgona za szyję a on gładził rękami jej rude włosy.
- Ehh, muszę się pogodzić, że są razem - za drzewem stała Lily. Po chwili odwróciła się i pognała do zamku.
W drzwiach natknęła się na Denissa.
- Lily - wrzasnął praktycznie przerażony.
- Dennis! Uspokój się - warknęła na gryfona.
- Ja.. przepraszam - wydukał cicho i zwiał.

                                                                             ***
Ginny Potter stała przed domem. Mimo, że zegar wskazywał północ ona niecierpliwe wypatrywała męża.
Po chwili usłyszała za sobą ciche pyknięcie. Odwróciła się i ujrzała Kingsley'a.
- Gdzie jest Harry? - spytała a w jej oczach trzaskały iskry niepokoju.
- Podczas misji na którą się udał, w pewnym momencie oddalił się walcząc z osobą ze stowarzyszenia. Po walce poszliśmy w to miejsce. Mężczyzny którym walczył Harry, nie było a na ziemi znaleźliśmy ślady krwi oraz okulary Harry'ego. Uważamy, że.. - powiedział
- Że co?! - wykrzyknęła Ginny, bojąc się usłyszeć to co przynosiły jej myśli.
- Uważamy, że Harry nie żyje

Kolejny rozdział i nowa zagadka. Mam nadzieję, że się nie gniewacie za przerwanie w takim momencie. Ale na nowy rozdział trzeba poczekać do następnej niedzieli :)
Pozdrawiam
Twilight
P.S. Mam jutro ważne kartkówki. trzymajcie kciuki <3

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 14 – Historia Marco cz.I




Laira spacerowała po szkolnych błoniach. Od spotkania Marco i walki minęło kilka dni. Śnieg wirował wokół dziewczyny. Przypominał jej gwiezdny pył.
Marco mieszkał w pokoju życzeń. Profesor McGonnagal nie zdecydowała jeszcze o jego losie. Jedzenie miał zanoszone. Nikt z uczniów oprócz Jamesa i Lairy o nim nie wiedział.
- Laira! – dziewczyna usłyszała wołanie. Biegła do niej Victoire. Jej platynowe włosy powiewały na wietrze.
- Victoire! O co chodzi? – spytała Laira, widząc rozanielony uśmiech przyjaciółki.
-  Toby mi się oświadczył! – odparła po czym zakręciła się tworząc w śniegu kółko. Nawet w grubym zimowym płaszczu wyglądała perfekcyjnie.
- Co zrobił?! –Laira patrzyła na nią z rozdziawionymi ustami.
- O-Ś-W-I-A-D-C-Z-Y-Ł! Muszę  lecieć wysłać sowę do mamy! – krzyknęła i pognała do zamku, zostawiając Larię samą z jej zdumieniem.

                                                  ***
Profesor McGonnagal siedziała w swoim gabinecie. Myślała nad losem Marc’a DiLotersa. Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Mimo, że była dyrektorką, przebywania w byłym gabinecie Dumbledora nie lubiła.
-Proszę! – zawołała. Do środka wpadła pani Pomfrey.
- O co chodzi Poppy? – zapytała
- Chodzi o Marco. Chce porozmawiać z Lairą. – wysapała.
- Dobrze. Przekaż jej to  - odpowiedziała.
- Na pewno? – spytała pielęgniarka.
- Tak. – odparła dyrektorka i znowu pogrążyła się w zadumie.
                                                      ***
Laria drżąc weszła do pokoju życzeń. Wyglądał jak pokój typowego nastolatka. O ile nastolatka który ma magiczny zdolności można nazwać normalnym. Na drewnianej podłodze walały się papierowe kubeczki. Łóżko było byle jak przykryte niebieską narzutą, a w powietrzu wirowały drobinki kurzu. Oprócz tego na ścianach wisiały plakat nieznanych jej drużyn Quidditcha, zapewne na odległych miejscach w lidze. Marco siedział przy małym czarnym stolik pijąc sok dyniowy. Na widok Lairy podniósł się, o mało nie rozlewając soku.
 - Przyszłaś – powiedział uradowany
- Chcę wiedzieć co masz mi do powiedzenia – odparła chłodno rzucając mu srogie spojrzenie.
- Porozmawiajcie- zachęciła pani Pomfrey, rozglądając się gdzie mogłaby usiąść, ale Laira znacząco odchrząknęła.
- Macie dwadzieścia minut- obruszyła się Poppy i wyszła z pokoju. Laira i Marco patrzyli na siebie w milczeniu.
-  O co chodzi? – odezwała się Laira.
- Chcę Ci coś opowiedzieć. Kim- przełknął ślinę - Kim byli ci ludzie, i czego od mnie chcieli – odparł.
-  A może ja nie chcę tego słuchać? – odparowała.
- Laira- zaczął…
- Nie! Zrujnowałeś mi psychikę. Wiesz ile musiałam się otrząsać po tych wydarzeniach? Kiedy, już było dobrze i chciałam zacząć od początku moje życie tkz.” Miłosne” TY znowu wparowałeś do mojego życia! I o co chodzi z tą stroną?!  – wykrzyczała Laira.
- Wiem. Ale wysłuchaj mnie. Tylko tyle. Po prostu mnie wysłuchaj, a wszytsko zrozumiesz.-poprosił
Laira spojrzała na swój zegarek czarodziejów.
- Mamy jeszcze szesnaście minut.  Sprężaj się – powiedziała.
Marco odchrząknął.
- Zaczęło się na czwartym roku…

C.D.N.

Nareszcie nowy rozdział :)  Blogger zaczął znowu działać <3  
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
Twilight