Zapraszam na nowy rozdział.
Według mnie nie jest najgorszy i trochę się w nim dzieje. Sprawa Tajemniczego Pokoju nareszcie została rozwiązana. Proszę o komentowanie. Chcę aby rozdziały były w jak najlepszej jakości, więc przydałaby się opinia.
Zapraszam
Rose siedziała pod ścianą. Było jej przeraźliwie zimno, i czuła jak chłodne powietrze krąży w jej ciele. Nerwowo zaciskała ręce. Próbowała już wszystkiego by się wydostać. Zaklęć, siły, często bezsensownych gróźb, krzyków. Na nic. Duch Rosalindy często ją nawiedzał. Za często. Ciągłe namawiania ducha do stania się " wolną" wprowadzały gryfonkę w depresyjny nastrój.
- James! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić - usłyszała głos za drzwiami. Zerwała się.
- Laira , przykro mi ale nie potrafię już tak. - odezwał się James.
" Co to za szopka? " pomyślała zdezorientowana dziewczyna. Przysunęła się do drzwi. Nagle za nią zmaterjalizowała się Rosalinda.
- No proszę, kolejny zawód miłosny młodej dziewczyny. Będziesz miała towarzystwo - powiedziała zadowolona martwa dziewczyna. Uniosła rękę do góry i drzwi się otworzyły. Do pokoju wkroczyła Laira. Za nią stanął James i przytrzymywał drzwi.
-Co tu się dzieję! - wrzasnęła gniewnie Rosalinda
- Niezła z Ciebie aktorka Laira- pochwalił ją chłopak.
- I nawzajem panie Potter - zaśmiała się dziewczyna. Martwa dziewczyna wpatrywała się w gryfonów zdezorientowana.
- Co to ma znaczyć- spytała gniewnie.
- To znaczy, że to Twój koniec- powiedziała Laira.
- Mój koniec?Jestem duchem! Jestem nieśmiertelna- kpiła. Laira zaczęła mówić formułę zaklęcia. Zerwał się wiatr. Po chwili nastała cisza.
- I co? I nic! Mnie nie da się pokonać - wykrzyknęła.
- Rosalindo ? - usłyszała za sobą głos. Odwróciła się , a jej twarz pojaśniała ze zdumienia. Za nią , w złotej poświacie unosił się Godryk Gryffindor.
- Godryku. - odparła
- Rosalindo, proszę przebacz mi. Nie powinnaś była mnie ratować- powiedział czarodziej.
- Godryku, proszę gdziekolwiek się udajesz weź mnie ze sobą. - odpowiedziała patrząc mu w oczy.
- Najdroższa. Wypuść ich, a już nic nas nie rozdzieli - Godryk wskazał na gryfonów. Rosalinda machnęła ręką a drzwi otworzyły się na oścież. Założyciel powtórzył gest i pokój znikł. Na korytarzu roiło się od uczniów , a na przedzie stała profesor McGonagall.
- Godryk Gry...Gryffindor? - wychrypała. Założyciel nie zwrócił na nią uwagi. Podleciał do Lairy.
- Moja droga. Zaklęcie którego użyłaś było skomplikowane. Nawet Rowena miałaby z nim trudności. Ucz się pilnie, a kiedyś będziesz wspaniałą czarownicą- zwrócił się do niej, po czym wziął Rosalindę w ramiona i razem zniknęli.
- Potter, Note. Do gabinetu. JUŻ - powiedziała dyrektorka.
***
- No dobrze. Złamane punkty. Włamanie do biblioteki po ciszy nocnej, kradzież cennego przyrządu magicznego po samym Dumbledorze, i użycia zaklęcia do przywoływania duchów! Nie wiem co powiedzieć oprócz: 100 punktów dla Gryffindoru. - powiedziała. Uczniowie spojrzeli na nią zdumieni.
- Ale jak to ? - spytała Laira, nie zważając na mordercze spojrzenie James'a .
- Wykazaliście się odwagą.Nie straszne było wam złamanie punktów regulaminu, byleby uratować Rose. A teraz do łóżek. Prędko! - zawołała i wygoniła ich za drzwi. Uczniowie wolno ruszyli korytarzem.
- James, dziękuję. Tylko Ty chciałeś mi pomóc, a ja traktowałam Cię okropnie. Przepraszam - Laira przerwała ciszę.
- Nie ma za co. Po za tym , to ja zachowywałem się jak kretyn. Po prostu chciałem udowodnić Albusowi, że znam się na dziewczynach.- powiedział. W tym momencie Laira poślizgnęła się na posadzce i wpadła prosto w ramiona gryfona. Ich twarze dzieliły milimetry.
- Jak dla mnie, możesz się nie znać. - powiedziała Laira. James nachylił się i pocałował dziewczynę, która zaraz odwzajemniła pocałunek. Po długiej chwili, a może paru sekundach oderwali się od siebie.
Laira zawstydzona odsunęła się.
- Nie. Ja, nie mogę - powiedziała po czym puściła się biegiem po korytarzu. James próbował ją dogonić, ale było już za późno. Z kompletnym mętlikiem w głowie, ruszył wolno ku portretu Grubej Damy.
***
W tym czasie Laira stała nad jeziorem. Wpatrywała się w taflę, srebrną od promieni księżyca. Spojrzała na nadgarstek i przesunęła kciukiem po małej bliźnie w kształcie serca.
- Dotrzymam słowa- powiedziała czując jak łzy cisną się jej do oczy.
niedziela, 29 grudnia 2013
sobota, 21 grudnia 2013
Prorok Codzienny
Cześć!
Święta zbliżają się już dużymi krokami,. Życzę więc wam wszystkiego NAJ NAJ NAJ
Jako prezent mam dla was niespodziankę. W przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział!
Nareszcie wszystko się wyjaśni co do pokoju i Rosalindy. I możecie liczyć też na pocałunek pewnej dwójki uczniów...
I jeszcze jeden mały bonusik :)
Święta zbliżają się już dużymi krokami,. Życzę więc wam wszystkiego NAJ NAJ NAJ
Jako prezent mam dla was niespodziankę. W przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział!
Nareszcie wszystko się wyjaśni co do pokoju i Rosalindy. I możecie liczyć też na pocałunek pewnej dwójki uczniów...
I jeszcze jeden mały bonusik :)
środa, 4 grudnia 2013
Rozdział 9 - Antykwariat
Kolejny rozdział! Przepraszam za opóźnienia ale nie byłam w stanie nic napisać ;(
Ale na szczęście wena postanowiła wrócić.
A co do postu. Nie, sprawa z tajemniczym pokojem się jeszcze nie rozwiąże;) Teraz postanowiłam się skupić na innym wątku a mianowicie - Nicolas'a Contrite.
Zapraszam!
Silny wiatr zawiał mocno na jednej z londyńskiej uliczek, wprawiając w ruch pojedyncze puszki po napojach bądź stare gazety zniszczone już od częstego deszczu. Nicolas Contrite otulił się mocniej czarnym płaszczem, i przyspieszył kroku. Mężczyzna nerwowo rozglądał się po zacienionych bokach ulicy jakby chciał się przekonać czy nie czyha tam na niego straszny potwór z dziecięcych koszmarów, nie dających mu zasnąć. Odkąd jego żona i córka zostały uprowadzone, Nicolas stał się bardzo ostrożny. Tajemniczy porywacze monitorowali każdy jego ruch, a na dodatek dysponowali niezwykłą mocą, która jak dotąd zdawała mu się istnieć tylko w bajkach albo książkach , lub była inną nazwą oszustw ulicznych magów. Mężczyzna stanął przed jedną z szarych kamieniczek wyniszczoną od upływu czasu. Ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały przeraźliwie kiedy Nicolas otworzył je i wszedł do środka, wprawiając dzwonek wiszący w środku w ruch. W środku panował przeraźliwy zaduch, a kiedy mężczyzna postawił pierwszy krok w stronę lady, z dywanu położonym niedbale przy wejściu uniosła się chmura kurzu. Wolnym krokiem podszedł do lady i nacisnął mosiężny dzwonek podobny do tych których używa się w hotelu.
- Już, już idę- usłyszał głos. Po chwili za ladą pojawił się stary właściciel. Za duże okulary prawie spadały z kartoflanego nosa, powiększając jego oczy do rozmiarów talerzyka pod filiżankę.
- Czym mogę służyć - zapytał. ściągając okulary i przecierając je szarą ściereczką.
- Chodzi mi o pewne dokumenty. Konkretnie rękopisy umowy o dzieło Richarda Monroe. Słyszałem , że Pan je posiada. Jestem kolekcjonerem i jestem gotów zapłacić za nie każdą cenę - skłamał gładko Nicolas wpatrując się w właściciela.
- Chyba wiem o co Panu chodzi. Już przynoszę - odparł i zniknął w głębi sklepu. Po chwili wrócił z plikiem starych, zżółkniętych kartek. Położył je na ladzie na wprost Contrita. Mężczyzna wziął je do ręki i zaczął przeglądać. Z informacji jakie dostał stron miało być pięć, lecz w ręku trzymał jedynie cztery.
- Tak zgadza się to o To mi chodziło .Jednak zauważyłem, że brakuje strony - odpowiedział po krótkiej chwili.
- I tu jest problem. Te papiery są w tym sklepie od wielu , wielu lat. Nikt nigdy się nimi nie interesował więc leżały bezpiecznie na dnie skrzyni. Jednak pewnego dnia przyszedł pewien człowiek. Kupił tylko tą jedną stronę i wyszedł. Od tamtej pory już nigdy nie pojawił się w moim sklepie. - powiedział.
- Nie wie pan kim był ten człowiek? Na pewno - dopytywał się Nicolas.
- Na pewno. A te strony? Kupuje pan? - odparł
- Tak. Ile to będzie- powiedział zrezygnowany. Może porywacze zrozumieją?
- Dwieście dwadzieścia dolarów- odpowiedział. staruszek. Contrite spojrzał na niego ze zdziwieniem. Takie dokumenty chodziły na aukcjach po tysiąc a może i więcej. Postanowił się jednak nie kłócić. Wyjął pieniądze schował dokumenty i wyszedł.
Wrócił do domu i stanął jak wryty. W holu stała jego żona.
- Mirando! - powiedział po czym podbiegł do małżonki i mocno ją przytulił.
- Nicolasie- odpowiedziała cicho.
- Tata tata! - po chwili między nim a Mirandą dosłownie z pod ziemie wyrosła Agnes.
- Co wy tu robicie? Wypuścili was?
- Przenieśli nas tutaj.- odparła
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Za jego żoną i córeczką pojawił się mężczyzna i kobieta. Ciemnowłosa kobieta wycelowała różdżkę w Mirandę. Ta upadła na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu.
- Przestańcie- zawołał Nicolas blady jak ściana. Mężczyzna podszedł do Agnes wziął ją za rękę, a z drugą ręką chwycił ramię wijącej się w spazmach bólu Mirandę.
- Mogą cierpieć dalej. O ile nie zdobędziesz piątej strony - powiedział po czym i on , i kobieta oraz jego żona i córka zniknęli z donośnym pyknięciem.
C.D.N.
Ale na szczęście wena postanowiła wrócić.
A co do postu. Nie, sprawa z tajemniczym pokojem się jeszcze nie rozwiąże;) Teraz postanowiłam się skupić na innym wątku a mianowicie - Nicolas'a Contrite.
Zapraszam!
Silny wiatr zawiał mocno na jednej z londyńskiej uliczek, wprawiając w ruch pojedyncze puszki po napojach bądź stare gazety zniszczone już od częstego deszczu. Nicolas Contrite otulił się mocniej czarnym płaszczem, i przyspieszył kroku. Mężczyzna nerwowo rozglądał się po zacienionych bokach ulicy jakby chciał się przekonać czy nie czyha tam na niego straszny potwór z dziecięcych koszmarów, nie dających mu zasnąć. Odkąd jego żona i córka zostały uprowadzone, Nicolas stał się bardzo ostrożny. Tajemniczy porywacze monitorowali każdy jego ruch, a na dodatek dysponowali niezwykłą mocą, która jak dotąd zdawała mu się istnieć tylko w bajkach albo książkach , lub była inną nazwą oszustw ulicznych magów. Mężczyzna stanął przed jedną z szarych kamieniczek wyniszczoną od upływu czasu. Ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały przeraźliwie kiedy Nicolas otworzył je i wszedł do środka, wprawiając dzwonek wiszący w środku w ruch. W środku panował przeraźliwy zaduch, a kiedy mężczyzna postawił pierwszy krok w stronę lady, z dywanu położonym niedbale przy wejściu uniosła się chmura kurzu. Wolnym krokiem podszedł do lady i nacisnął mosiężny dzwonek podobny do tych których używa się w hotelu.
- Już, już idę- usłyszał głos. Po chwili za ladą pojawił się stary właściciel. Za duże okulary prawie spadały z kartoflanego nosa, powiększając jego oczy do rozmiarów talerzyka pod filiżankę.
- Czym mogę służyć - zapytał. ściągając okulary i przecierając je szarą ściereczką.
- Chodzi mi o pewne dokumenty. Konkretnie rękopisy umowy o dzieło Richarda Monroe. Słyszałem , że Pan je posiada. Jestem kolekcjonerem i jestem gotów zapłacić za nie każdą cenę - skłamał gładko Nicolas wpatrując się w właściciela.
- Chyba wiem o co Panu chodzi. Już przynoszę - odparł i zniknął w głębi sklepu. Po chwili wrócił z plikiem starych, zżółkniętych kartek. Położył je na ladzie na wprost Contrita. Mężczyzna wziął je do ręki i zaczął przeglądać. Z informacji jakie dostał stron miało być pięć, lecz w ręku trzymał jedynie cztery.
- Tak zgadza się to o To mi chodziło .Jednak zauważyłem, że brakuje strony - odpowiedział po krótkiej chwili.
- I tu jest problem. Te papiery są w tym sklepie od wielu , wielu lat. Nikt nigdy się nimi nie interesował więc leżały bezpiecznie na dnie skrzyni. Jednak pewnego dnia przyszedł pewien człowiek. Kupił tylko tą jedną stronę i wyszedł. Od tamtej pory już nigdy nie pojawił się w moim sklepie. - powiedział.
- Nie wie pan kim był ten człowiek? Na pewno - dopytywał się Nicolas.
- Na pewno. A te strony? Kupuje pan? - odparł
- Tak. Ile to będzie- powiedział zrezygnowany. Może porywacze zrozumieją?
- Dwieście dwadzieścia dolarów- odpowiedział. staruszek. Contrite spojrzał na niego ze zdziwieniem. Takie dokumenty chodziły na aukcjach po tysiąc a może i więcej. Postanowił się jednak nie kłócić. Wyjął pieniądze schował dokumenty i wyszedł.
Wrócił do domu i stanął jak wryty. W holu stała jego żona.
- Mirando! - powiedział po czym podbiegł do małżonki i mocno ją przytulił.
- Nicolasie- odpowiedziała cicho.
- Tata tata! - po chwili między nim a Mirandą dosłownie z pod ziemie wyrosła Agnes.
- Co wy tu robicie? Wypuścili was?
- Przenieśli nas tutaj.- odparła
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Za jego żoną i córeczką pojawił się mężczyzna i kobieta. Ciemnowłosa kobieta wycelowała różdżkę w Mirandę. Ta upadła na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu.
- Przestańcie- zawołał Nicolas blady jak ściana. Mężczyzna podszedł do Agnes wziął ją za rękę, a z drugą ręką chwycił ramię wijącej się w spazmach bólu Mirandę.
- Mogą cierpieć dalej. O ile nie zdobędziesz piątej strony - powiedział po czym i on , i kobieta oraz jego żona i córka zniknęli z donośnym pyknięciem.
C.D.N.
środa, 27 listopada 2013
Prorok Codzienny
Hej!
Tu wasza Twily ;)
Niestety nie udało mi się dodać dzisiaj rozdziału , za co bardzo przepraszam. Rozdział ukaże się w ciągu czterech, pięciu dni.
Jeszcze raz przepraszam za zwłokę i pozdrawiam
Twilight
Tu wasza Twily ;)
Niestety nie udało mi się dodać dzisiaj rozdziału , za co bardzo przepraszam. Rozdział ukaże się w ciągu czterech, pięciu dni.
Jeszcze raz przepraszam za zwłokę i pozdrawiam
Twilight
czwartek, 21 listopada 2013
Rodział 8 cz.II - Nieznane karty historii
Cześć! Tu wasza Twilight ( w skrócie Twily ;)
- Co do rozdziałów. Mam teraz duużo nauki więc nie mogę pisać i dodawać rozdziałów tak często jak bym chciała, więc nie miejcie mi tego za złe. Postaram się, ale rozdziały na razie nie będą publikowane częściej niż jeden, dwa na tydzień.
- I druga informacja. Mianowicie tak , że nie ma drugiej informacji. ;)
Zapraszam do czytania!
Laira i James znaleźli się w sali balowej. Dookoła stali przerażeni ludzie. Godryk Gryffindor leżał na ziemi. Antonio trzymał przy jego gardle nóż.
- Wynoś się stąd. Ona jest moja! Tylko moja! - wychrypiał mu w twarz.
- Mylisz się. Nie jestem niczyją własnością. - odezwał się za nim głos. Młodzieniec odwrócił się, Za nim stała młoda dziewczyna której czytali pamiętnik. Godryk wykorzystał chwilę i odepchnął Antonia od siebie. Dziewczyna podbiegła do niego i wpadła mu w ramiona.
- Rosalindo! Moja najdroższa - powiedział mężczyzna patrząc w oczy ukochanej.
- Skoro tak się kochacie mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi - ojciec Rosalindy dał zakochanym błogosławieństwo.
- Nie! - wrzasnął Antonio. Zerwał się i podbiegł z nożem do Godryka z zamiarem wbicia mu ostrza w serce. I stało by się tak gdyby w ostatniej chwili Rosalinda nie zasłoniła Gryffindora własnym ciałem. Nóż wbił się głęboko w jej klatkę piersiową. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na ukochanego i wydała ostatnie tchnienie.
Z ust Lairy wydał się krzyk. Była przerażona sceną która odbyła się. Po chwili obraz się rozmył. Byli w jakimś pomieszczeniu przypominającym gabinet. Przy biurku siedział ojciec zabitej dziewczyny. Musiało minąć kilka lat bo na twarzy miał mnóstwo zmarszczek a siwe włosy smętnie opadały na jego twarz. Naprzeciw niego siedział Godryk. Wyglądał poważniej i wytworniej.
- Jakie wieści? - spytał ojciec Rosalindy
- Jak wiesz razem z przyjaciółmi wybudowaliśmy potężną szkołę magii i czarodziejstwa.
- Tak słyszałem o tym ale co to ma do mojej córki? Po śmierci cały czas mnie nękała , że przez mnie odeszła. I tak codziennie. Aż do wczoraj. - odpowiedział starzec.
- W szkole tej, wybudowałem specjalną salę w której uwięziłem ją, nie mając wyboru. Niestety było jedno "ale". Ona nie może się stamtąd ruszać, ale raz na tysiąc lat pokój otwiera się na dziesięć dni ,może tam wejść osoba która czuje się nieszczęśliwa z powodu miłości , lecz tylko Rosalinda może tą osobę wypuścić. - odparł Gryffindor. Staruszek wstał i podszedł do biblioteczki.
- Dziękuje Ci. Kochałem ją całym sercem ale niestety za późno zrozumiałem niektóre rzeczy- powiedział.
Godryk wstał i ruszył w kierunku drzwi. Już miał wyjść kiedy się obrócił.
- Ja. Też ją kochałem. - rzucił i wyszedł. Wszystko zawirowało i nastolatkowie znowu znaleźli się w bibliotece.
- Laira co to oznacza? - spytał James
- To oznacza , że mam tylko cztery dni by znaleźć Rose bo inaczej zostanie tam na zawsze- odpowiedziała szeptem przerażona dziewczyna...
Wiem, rozdział wyjątkowo krótki, ale inaczej nie miałabym czasu go napisać. Następny postaram dodać w środę, Pozdrawiam
Twily
- Co do rozdziałów. Mam teraz duużo nauki więc nie mogę pisać i dodawać rozdziałów tak często jak bym chciała, więc nie miejcie mi tego za złe. Postaram się, ale rozdziały na razie nie będą publikowane częściej niż jeden, dwa na tydzień.
- I druga informacja. Mianowicie tak , że nie ma drugiej informacji. ;)
Zapraszam do czytania!
Laira i James znaleźli się w sali balowej. Dookoła stali przerażeni ludzie. Godryk Gryffindor leżał na ziemi. Antonio trzymał przy jego gardle nóż.
- Wynoś się stąd. Ona jest moja! Tylko moja! - wychrypiał mu w twarz.
- Mylisz się. Nie jestem niczyją własnością. - odezwał się za nim głos. Młodzieniec odwrócił się, Za nim stała młoda dziewczyna której czytali pamiętnik. Godryk wykorzystał chwilę i odepchnął Antonia od siebie. Dziewczyna podbiegła do niego i wpadła mu w ramiona.
- Rosalindo! Moja najdroższa - powiedział mężczyzna patrząc w oczy ukochanej.
- Skoro tak się kochacie mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi - ojciec Rosalindy dał zakochanym błogosławieństwo.
- Nie! - wrzasnął Antonio. Zerwał się i podbiegł z nożem do Godryka z zamiarem wbicia mu ostrza w serce. I stało by się tak gdyby w ostatniej chwili Rosalinda nie zasłoniła Gryffindora własnym ciałem. Nóż wbił się głęboko w jej klatkę piersiową. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na ukochanego i wydała ostatnie tchnienie.
Z ust Lairy wydał się krzyk. Była przerażona sceną która odbyła się. Po chwili obraz się rozmył. Byli w jakimś pomieszczeniu przypominającym gabinet. Przy biurku siedział ojciec zabitej dziewczyny. Musiało minąć kilka lat bo na twarzy miał mnóstwo zmarszczek a siwe włosy smętnie opadały na jego twarz. Naprzeciw niego siedział Godryk. Wyglądał poważniej i wytworniej.
- Jakie wieści? - spytał ojciec Rosalindy
- Jak wiesz razem z przyjaciółmi wybudowaliśmy potężną szkołę magii i czarodziejstwa.
- Tak słyszałem o tym ale co to ma do mojej córki? Po śmierci cały czas mnie nękała , że przez mnie odeszła. I tak codziennie. Aż do wczoraj. - odpowiedział starzec.
- W szkole tej, wybudowałem specjalną salę w której uwięziłem ją, nie mając wyboru. Niestety było jedno "ale". Ona nie może się stamtąd ruszać, ale raz na tysiąc lat pokój otwiera się na dziesięć dni ,może tam wejść osoba która czuje się nieszczęśliwa z powodu miłości , lecz tylko Rosalinda może tą osobę wypuścić. - odparł Gryffindor. Staruszek wstał i podszedł do biblioteczki.
- Dziękuje Ci. Kochałem ją całym sercem ale niestety za późno zrozumiałem niektóre rzeczy- powiedział.
Godryk wstał i ruszył w kierunku drzwi. Już miał wyjść kiedy się obrócił.
- Ja. Też ją kochałem. - rzucił i wyszedł. Wszystko zawirowało i nastolatkowie znowu znaleźli się w bibliotece.
- Laira co to oznacza? - spytał James
- To oznacza , że mam tylko cztery dni by znaleźć Rose bo inaczej zostanie tam na zawsze- odpowiedziała szeptem przerażona dziewczyna...
Wiem, rozdział wyjątkowo krótki, ale inaczej nie miałabym czasu go napisać. Następny postaram dodać w środę, Pozdrawiam
Twily
sobota, 2 listopada 2013
Rozdział 8 - Nieznane karty historii cz. I
Kolejny rozdział. Akcja schodzi na inne tory , ale gdyby tak nie było opowiadanie byłoby nudne.
Rose odwróciła się. Za nią w powietrzu unosiła się młoda dziewczyna. Kasztanowe włosy spływały po jej plecach kaskadami, a ciemno - niebieskie oczy wpatrywały się w Rose. Malinowe usta ułożony były w lekkim uśmiechu , jednak było w nim coś niepokojącego. Była ubrana w białą suknię ozdobioną koronką oraz białymi perłami. Jednak większość sukni pokrywała krew.
- Kim jesteś? - spytała Rose
- Mam na imię Rosalinda. Podobnie do Twojego prawda? - odpowiedziała dziewczyna.
- Więc Rosalindo wypuść mnie stąd!!! - wrzasnęła w odpowiedzi Rose.
- Nie , nie , nie. Spędzisz tutaj więcej czasu. Będziesz tutaj tak długo, dopóki będziesz miała wszystkiego dość i zdecydujesz unieść się te parę cali nad ziemią - Rosalinda uśmiechnęła się upiornie. Rose po bladła.
- Nigdy tego nie zrobię. A tobie radzę mnie wypuścić bo jak nie...- zaczęła córka Weasley'ów.
- To co? Co zrobisz duchowi. Na razie Cię opuszczę , ale wrócę- przerwała Rosalinda po czym rozpłynęła się w powietrzu. Rose usiadła na podłodze. " Muszę się stąd wydostać. Nie zaczną mnie szukać. Minęło dopiero parę minut " - pomyślała , nie zdając sobie sprawy , że minęło znacznie więcej czasu..
***
- Laira. Możesz mi powiedzieć dlaczego wyciągnęłaś mnie z łóżka o drugiej w nocy? - spytał James wpatrując się w dziewczynę.
- James. Uwierz mi, że gdybym miała wybór przyszłabym tutaj z kimś innym. Ale , że nikt oprócz Ciebie nie wykazał chęci przyjścia tutaj ze mną zostałeś mi tylko Ty - odpowiedziała dziewczyna krzyżując ręce na piersiach.
- No dobra. Ale czemu biblioteka? - spytał chłopak.
- Poszukiwania Rose trwają od kilku dni. Nigdzie jej nie ma. Więc sprawdzimy w bibliotece. Ale w dziale Ksiąg Zakazanych - odparła Laira i za pomocą zaklęcia otworzyła drzwi. W bibliotece panował półmrok. Promienie księżyca opadały na książki w starych oprawkach. James i Laira ruszyli ku celowi.
- Zapalmy różdżki. Jak dla mnie jest za ciemno na przeglądanie- narzekał James podczas gdy dziewczyna klęczała przy jednym z regałów przeglądając książki. Po chwili pomieszczenie lekko się rozświetliło. Jednak na dal było tu mroczno, i każdy zgrzyt wydawał się niepokojący.
- James! Zacznij mi pomagać szukać czegoś w tych kronikach zamiast gapić się na mój tyłek - burknęła Laira, po czym machnęła różdżką i jej krótkie spodenki oraz koszulka na ramiączkach w których zwykle spała zmieniły się w czarne spodnie i jasno-fioletową bluzkę z rękawami trzy czwarte.
- Wcześniej wyglądałaś lepiej - mruknął pod nosem James mając nadzieję , że dziewczyna tego nie usłyszy, ale pomylił się , przez co oberwał książką w głowę.
- Ał! Co to miało być- spytał pocierając głowę.
- Zemsta za komentarz. Następny razem wyceluje w twarz- odpowiedziała Laira obdarzając Potter'a złośliwym uśmieszkiem.
" I weź tu Jej nie kochaj" - pomyślał James i zabrał się za przeglądanie kronik. Nagle z jednej z kronik wysunął się dziennik.
- Hej! To chyba jakiś pamiętnik. I to dziewczyny! - szepnął do Lairy chłopak.
- Daj to - odpowiedziała i zaczęła czytać.
- Nie ma nic dalej. To koniec jej pamiętnika. - powiedziała Laira przeglądając kolejne strony.
- Poczekaj! Jest tu coś jeszcze, to fiolka ze wspomnieniem - odpowiedział James zerkając na ostatnią stronę dziennika do której przybita na sznureczku wisiała fiolka.
- To wspomnienie Gryffinodra - odparła zaskoczona Laira czytając wygrawerowany napis.
- Chodźmy po Myślodsiewnie - zaproponował chłopak.
- Nie możemy! Profesor McGonnagal dowie się , że włamaliśmy się do biblioteki! - odpowiedziała dziewczyna. Po chwili poderwała się. Wybiegła z pomieszczenia. Nim James zdążył się podnieść Laira wróciła z Myślodsiewnią w rękach.
- Skąd to masz? - zapytał chłopak patrząc z uznaniem pomieszanym ze zdziwieniem
- Małe zaklęcie lewitujące - odparła i uśmiechnęła się. Wzięła fiolkę ze wspomnieniem i wlała je do naczynia.
- Czas odkryć co było dalej- powiedziała Laira. Złapała Jamesa za rękę i razem zanurzyli się w naczyniu.
C.D.N.
Rose odwróciła się. Za nią w powietrzu unosiła się młoda dziewczyna. Kasztanowe włosy spływały po jej plecach kaskadami, a ciemno - niebieskie oczy wpatrywały się w Rose. Malinowe usta ułożony były w lekkim uśmiechu , jednak było w nim coś niepokojącego. Była ubrana w białą suknię ozdobioną koronką oraz białymi perłami. Jednak większość sukni pokrywała krew.
- Kim jesteś? - spytała Rose
- Mam na imię Rosalinda. Podobnie do Twojego prawda? - odpowiedziała dziewczyna.
- Więc Rosalindo wypuść mnie stąd!!! - wrzasnęła w odpowiedzi Rose.
- Nie , nie , nie. Spędzisz tutaj więcej czasu. Będziesz tutaj tak długo, dopóki będziesz miała wszystkiego dość i zdecydujesz unieść się te parę cali nad ziemią - Rosalinda uśmiechnęła się upiornie. Rose po bladła.
- Nigdy tego nie zrobię. A tobie radzę mnie wypuścić bo jak nie...- zaczęła córka Weasley'ów.
- To co? Co zrobisz duchowi. Na razie Cię opuszczę , ale wrócę- przerwała Rosalinda po czym rozpłynęła się w powietrzu. Rose usiadła na podłodze. " Muszę się stąd wydostać. Nie zaczną mnie szukać. Minęło dopiero parę minut " - pomyślała , nie zdając sobie sprawy , że minęło znacznie więcej czasu..
***
- Laira. Możesz mi powiedzieć dlaczego wyciągnęłaś mnie z łóżka o drugiej w nocy? - spytał James wpatrując się w dziewczynę.
- James. Uwierz mi, że gdybym miała wybór przyszłabym tutaj z kimś innym. Ale , że nikt oprócz Ciebie nie wykazał chęci przyjścia tutaj ze mną zostałeś mi tylko Ty - odpowiedziała dziewczyna krzyżując ręce na piersiach.
- No dobra. Ale czemu biblioteka? - spytał chłopak.
- Poszukiwania Rose trwają od kilku dni. Nigdzie jej nie ma. Więc sprawdzimy w bibliotece. Ale w dziale Ksiąg Zakazanych - odparła Laira i za pomocą zaklęcia otworzyła drzwi. W bibliotece panował półmrok. Promienie księżyca opadały na książki w starych oprawkach. James i Laira ruszyli ku celowi.
- Zapalmy różdżki. Jak dla mnie jest za ciemno na przeglądanie- narzekał James podczas gdy dziewczyna klęczała przy jednym z regałów przeglądając książki. Po chwili pomieszczenie lekko się rozświetliło. Jednak na dal było tu mroczno, i każdy zgrzyt wydawał się niepokojący.
- James! Zacznij mi pomagać szukać czegoś w tych kronikach zamiast gapić się na mój tyłek - burknęła Laira, po czym machnęła różdżką i jej krótkie spodenki oraz koszulka na ramiączkach w których zwykle spała zmieniły się w czarne spodnie i jasno-fioletową bluzkę z rękawami trzy czwarte.
- Wcześniej wyglądałaś lepiej - mruknął pod nosem James mając nadzieję , że dziewczyna tego nie usłyszy, ale pomylił się , przez co oberwał książką w głowę.
- Ał! Co to miało być- spytał pocierając głowę.
- Zemsta za komentarz. Następny razem wyceluje w twarz- odpowiedziała Laira obdarzając Potter'a złośliwym uśmieszkiem.
" I weź tu Jej nie kochaj" - pomyślał James i zabrał się za przeglądanie kronik. Nagle z jednej z kronik wysunął się dziennik.
- Hej! To chyba jakiś pamiętnik. I to dziewczyny! - szepnął do Lairy chłopak.
- Daj to - odpowiedziała i zaczęła czytać.
„ Drogi
pamiętniku. Dzisiaj spędziłam najszczęśliwszy dzień w
moim życiu. Godryk jest wspaniałym człowiekiem. Jest szarmancki, dobry , miły
oraz przystojny. Zabrał mnie dzisiaj na spacer. Przechadzaliśmy się wśród
alejek w parku podziwiając kwitnące róże, a Godryk powiedział , że żadna nie
jest tak piękna jak ja, i nawet stokroć takich róż nie przyćmi mej urody.
Myślę, a może po prostu wariuję, że go
kocham. A on mnie. Jak bardzo jestem szczęśliwa mam ochotę wykrzyczeć jak bardzo
kocham Godryka Gryffindora!! Jutro wybieram się na kolejne spotkanie.”
- Godryk Gryffindor? Myślisz , że to naprawdę o niego chodzi? - spytał James
- Nie wiem, ale pomyśl ilu Godryków znamy? - odpowiedziała Laira.
- Masz rację. Czytaj dalej - poprosił chłopak
„ Moje serce pogrążone jest w
rozpaczy. Mój ojciec przerwał spotkani z moim najdroższym Godrykiem! Twierdzi ,
że nie zapewni mi On dobrobytu. Boję się , że już nigdy go nie zobaczę. Zamiast
tego mam poślubić Antonia de Lorette! Może i jest przystojny , jednak dla mnie jest aroganckim prostakiem. Lecz dla
mojego ojca ważniejsze są pieniądze
jakie Antonio posiada niż moje serce
krwawiące z cierpienia i rozłąki!
- Mieć takiego 'ojca' . Eh ciężkie życie- skomentował Potter
- Możesz cały czas nie przerywać? - spytała Laira
- Ymm nie?- odpowiedział James. Dziewczyna trzepnęła go w ramię.
„ Radości słodka jak boska
ambrozja! Godryk nie dopuści do ślubu! Wkradł się do mnie wczoraj w nocy by mi
to obwieścić. Nie pozwoli na to Gdyby ktoś chciał protestować, mój kochany
użyje swojej niezwykłej mocy . To niesamowite co on może zrobić! Machnie raz
swoim patykiem, a przedmioty mogą latać, zmieniać kolor, albo stać się czymś
innym! Zmienił moją puchową poduszkę w małą kotkę Nazwałam ją
Śnieżka. A potem przypieczętowaliśmy naszą miłość pocałunkiem . Niestety
został on przerwany pukaniem do drzwi. Godryk szybko wyszedł przez balkon
skacząc z niego , na szczęście nic mu się nie stało. Jak się okazało pukała
Fiona, moja służąca. Usłyszała jak rozmawiałam z Godrykiem, i chciała to
sprawdzić. Nie lubię kłamać, jednak tym razem byłam zmuszona. Powiedziałam jej , że musiało jej się coś przyśnić. Kiedy zapytała
czemu ja nie śpię , odrzekłam iż nie mogłam zasną bo denerwowałam się
nadchodzącym ślubem. „
„ Nic nie udało się po mej myśl.
Godryk owszem, przerwał ślub, lecz aresztowali go i zabrali patyk! Jestem teraz w nowym domu. Pokój jest
okropny. Szare ściany przyozdabiane jakimiś rysunkami zwierząt, i meble w tych
ponurych kolorach! O nie! Antonio mnie woła. Muszę zejść na dół na to okropne przyjęcie.
Nie chcę tego , ale boję się co mój mąż może mi zrobić. Po tym zamieszaniu w
kościele, uderzył mnie. Mam ochotę skoczyć z balkonu i uciec, lecz wszędzie
stoją strażnicy. Nie wiem co mam zrobić. Zaraz, słyszę Godryka! Jest na dole.
Miłości moja biegnę do Ciebie! …”
- Nie ma nic dalej. To koniec jej pamiętnika. - powiedziała Laira przeglądając kolejne strony.
- Poczekaj! Jest tu coś jeszcze, to fiolka ze wspomnieniem - odpowiedział James zerkając na ostatnią stronę dziennika do której przybita na sznureczku wisiała fiolka.
- To wspomnienie Gryffinodra - odparła zaskoczona Laira czytając wygrawerowany napis.
- Chodźmy po Myślodsiewnie - zaproponował chłopak.
- Nie możemy! Profesor McGonnagal dowie się , że włamaliśmy się do biblioteki! - odpowiedziała dziewczyna. Po chwili poderwała się. Wybiegła z pomieszczenia. Nim James zdążył się podnieść Laira wróciła z Myślodsiewnią w rękach.
- Skąd to masz? - zapytał chłopak patrząc z uznaniem pomieszanym ze zdziwieniem
- Małe zaklęcie lewitujące - odparła i uśmiechnęła się. Wzięła fiolkę ze wspomnieniem i wlała je do naczynia.
- Czas odkryć co było dalej- powiedziała Laira. Złapała Jamesa za rękę i razem zanurzyli się w naczyniu.
C.D.N.
czwartek, 10 października 2013
Rozdział 7 - Gdy wszystko wychodzi na jaw..
Kolejny rozdział. Wena strasznie domaga się napisania czegoś, więc oto przed wami siódmy rozdział.
Trzydziestoletni mężczyzna siedział w dużym fotelu na kółkach obitym jasnobrązową skórą. Rozpisywał na skomplikowanych planach jakieś liczby, popijając białe wino. Po chwili odłożył ozdobne firmowe pióro , po czym wstał z fotela. Chwycił szklany kieliszek, stanął przed oknem i upił z niego łyk. Przyglądał się codzienności Londynu. Patrzy na beztroskie zabawy dzieci na placu zabawy widocznym z kamienicy którą zajmował. "Gdyby moje życie było takie beztroskie" - pomyślał.
- Panie Contrite ma pan gości - z zadumy wyrwał go głos Maggie, jego asystentki.
- Wprowadź ich - poprosił mężczyzna. Do gabinetu weszła dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Mężczyzna spoglądał na pana Contrite spod ciemnych okularów, zaś kobieta bawiła się zapięciem skórzanej rękawiczki.
- Bez żadnych ceregieli typu" Jak słychać" , lub "Zapraszam". Czyżbyś nie był już tak dobrze wychowany Nicolasie? - prychnął mężczyzna. Nicolas jednym łykiem dopił wino, i odłożył z trzaskiem kieliszek na hebanowym biurku.
- Nie powiem, że cieszę się na waszą wizytę - odpowiedział po czym zasiadł w fotelu.
- Posłuchaj Contrite. Nas też nie bawi ta wizyta więc słuchaj. Opracujesz te plany jak najszybciej, albo pożałujesz , że wtedy podsłuchałeś rozmowy osób ze świata do którego nie należysz mugolu! - krzyknęła kobieta opierając się o biurko, i odganiając niesforny ciemny kosmyk z twarzy.
- Wy też posłuchajcie! Nie mam zamiaru ingerować w wasze hokus- pokus. A teraz wyjdźcie stąd i nie wracajcie, przepraszam , ale to koniec rozmowy. Muszę odebrać żonę i córkę - odpowiedział Nicolas , wziął kurtkę i ruszył do drzwi.
- Chodzi Ci o nie? - spytała kobieta i wyjęła z kieszeni zdjęcie które przedstawiało rudowłosą kobietę ściskając pięcioletnią dziewczynkę o kręconych włoskach w kolorze miedzi. Z twarzy Nicolasa odpłynęła krew.
- Panie Contrite. Wszystko zależy od tego kto wykona robotę. Albo Pan - wskazał na biurko - albo my - powiedział mężczyzna i przedarł fotografię na kilka części .
- Na odpowiedzieć ma pan czas do północy. A teraz żegnamy - odezwała się kobieta, i zanim Nicolas zdążył wykonać choć jeden krok, mężczyzna wziął kobietę za rękę, obrócili się i zniknęli z lekkim pyknięciem. Contrite podszedł do szklanej biblioteczki , po czym uderzył pięścią w cienkie szkło. Szybka rozbiła się na kawałki ranią rękę mężczyzny. Do gabinetu wpadła Maggie przestraszona hałasem.
- Proszę pana, czy wszystko gra? Gdzie się podziali tamci ludzie? - spytała przestraszona kobieta.
- Margaret. Zrób sobie miesięczny urlop. Muszę poukładać pewne sprawy - odpowiedział Nicolas. Maggie opuściła gabinet, wzięła torebkę i szybkim krokiem opuściła biuro. Nicolas usiadł za biurkiem, ocierając chusteczką krew z dłoni. Po chwili wyjął z szuflady biurka plany jakiegoś wielkiego budynku. Spojrzał na górny prawy róg na którym widniał napis najdziwniejszego ministerstwa z jakim się spotkał.
Ministerstwo Magii
***
Lily biegła przez korytarze Hogwartu za bratem. Serce ściskało się je na myśl o tym co może dziać się z Victoire. Po chwili rodzeństwo dotarło do Skrzydła Szpitalnego. Victoire leżała na łóżku. Była blada, a jej klatka piersiowa unosiła się nierówno. Przy jej łóżku czekali już Teddy , Rose , Hugo, Albus oraz Laira.
- Pani Pomfrey co się stało! - spytała roztrzęsiona Lily.
- Ktoś , dzięki silnemu zaklęciu czarno-magicznemu włamał do jej wspomnień. Jej organizm nie wytrzymał wtargnięcia i osłabł, przez co panna Weasley zemdlała, a zaklęcie pozostawiło ślady w jej wspomnieniach , zniekształcając je. Na szczęście dzięki moim zdolnościom udało mi się "naprawić wspomnienia" - odpowiedziała pani Pomfrey. Siedzieli w milczeniu. Nagle Rose zerwała się jak oparzona.
- Wybaczcie mi , ale muszę już iść. Mam.. coś ważnego do zrobienia - zawołała i wyleciała z sali. Lily zebrała swoje rzeczy i bez wytłumaczenia wybiegła za kuzynką.
***
Lily zatrzymała się za rogiem korytarza w który skręciła Rose. Wychyliła się i ujrzała swoją kuzynkę przytulającą się do Scorpiusa.
- Lily - Rose ją zauważyła dziewczynkę i momentalnie odskoczyła od zdezorientowanego Malfoy'a. Lily odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Rose dogoniła ją.
- Lil, zaczekaj - powiedziała do kuzynki.
- Zostaw mnie! Jak możesz! Odwołujesz nasze spotkania, by spotkać się z tym kretynem , nic mi nie mówisz, a na dodatek kiedy nasza kuzynka leży w szpitalu po jakimś ataku czarno-magicznych mocy, Ty zostawiasz by zdążyć na spotkanie z Twoim chłopaczkiem. Wiesz co?! Daj mi spokój - krzyknęła Lily, po czym odeszła wolnym krokiem zostawiając Rose. Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza. Dziewczyna otarła ją i puściła się biegiem nie zważając na wołanie Scorpiusa. Zatrzymała się na siódmym piętrze. Oparła się o ścianę i zaczęła płakać. Po chwili za jej plecami ukazały się małe, ale za to pięknie rzeźbione drewniane drzwi. Rose bez wahania otworzyła je i weszła do środka. Znajdowała się w ogromnym pokoju. Tu i ówdzie stały małe czarne drewniane komódki. Ściany były szare i ozdabiały je białe rysunki leśnych ptaków na gałęziach potężnych drzew. Dziewczyna usiadła na ciemnej podłodze. Po chwili wiedziała co robić. Ruszyła do wyjścia. Problem w tym ,że wyjścia nigdzie nie było.
- Nie martw się. Na razie nigdzie nie pójdziesz- usłyszała za sobą kobiecy głos.....
Trzydziestoletni mężczyzna siedział w dużym fotelu na kółkach obitym jasnobrązową skórą. Rozpisywał na skomplikowanych planach jakieś liczby, popijając białe wino. Po chwili odłożył ozdobne firmowe pióro , po czym wstał z fotela. Chwycił szklany kieliszek, stanął przed oknem i upił z niego łyk. Przyglądał się codzienności Londynu. Patrzy na beztroskie zabawy dzieci na placu zabawy widocznym z kamienicy którą zajmował. "Gdyby moje życie było takie beztroskie" - pomyślał.
- Panie Contrite ma pan gości - z zadumy wyrwał go głos Maggie, jego asystentki.
- Wprowadź ich - poprosił mężczyzna. Do gabinetu weszła dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Mężczyzna spoglądał na pana Contrite spod ciemnych okularów, zaś kobieta bawiła się zapięciem skórzanej rękawiczki.
- Bez żadnych ceregieli typu" Jak słychać" , lub "Zapraszam". Czyżbyś nie był już tak dobrze wychowany Nicolasie? - prychnął mężczyzna. Nicolas jednym łykiem dopił wino, i odłożył z trzaskiem kieliszek na hebanowym biurku.
- Nie powiem, że cieszę się na waszą wizytę - odpowiedział po czym zasiadł w fotelu.
- Posłuchaj Contrite. Nas też nie bawi ta wizyta więc słuchaj. Opracujesz te plany jak najszybciej, albo pożałujesz , że wtedy podsłuchałeś rozmowy osób ze świata do którego nie należysz mugolu! - krzyknęła kobieta opierając się o biurko, i odganiając niesforny ciemny kosmyk z twarzy.
- Wy też posłuchajcie! Nie mam zamiaru ingerować w wasze hokus- pokus. A teraz wyjdźcie stąd i nie wracajcie, przepraszam , ale to koniec rozmowy. Muszę odebrać żonę i córkę - odpowiedział Nicolas , wziął kurtkę i ruszył do drzwi.
- Chodzi Ci o nie? - spytała kobieta i wyjęła z kieszeni zdjęcie które przedstawiało rudowłosą kobietę ściskając pięcioletnią dziewczynkę o kręconych włoskach w kolorze miedzi. Z twarzy Nicolasa odpłynęła krew.
- Panie Contrite. Wszystko zależy od tego kto wykona robotę. Albo Pan - wskazał na biurko - albo my - powiedział mężczyzna i przedarł fotografię na kilka części .
- Na odpowiedzieć ma pan czas do północy. A teraz żegnamy - odezwała się kobieta, i zanim Nicolas zdążył wykonać choć jeden krok, mężczyzna wziął kobietę za rękę, obrócili się i zniknęli z lekkim pyknięciem. Contrite podszedł do szklanej biblioteczki , po czym uderzył pięścią w cienkie szkło. Szybka rozbiła się na kawałki ranią rękę mężczyzny. Do gabinetu wpadła Maggie przestraszona hałasem.
- Proszę pana, czy wszystko gra? Gdzie się podziali tamci ludzie? - spytała przestraszona kobieta.
- Margaret. Zrób sobie miesięczny urlop. Muszę poukładać pewne sprawy - odpowiedział Nicolas. Maggie opuściła gabinet, wzięła torebkę i szybkim krokiem opuściła biuro. Nicolas usiadł za biurkiem, ocierając chusteczką krew z dłoni. Po chwili wyjął z szuflady biurka plany jakiegoś wielkiego budynku. Spojrzał na górny prawy róg na którym widniał napis najdziwniejszego ministerstwa z jakim się spotkał.
Ministerstwo Magii
***
Lily biegła przez korytarze Hogwartu za bratem. Serce ściskało się je na myśl o tym co może dziać się z Victoire. Po chwili rodzeństwo dotarło do Skrzydła Szpitalnego. Victoire leżała na łóżku. Była blada, a jej klatka piersiowa unosiła się nierówno. Przy jej łóżku czekali już Teddy , Rose , Hugo, Albus oraz Laira.
- Pani Pomfrey co się stało! - spytała roztrzęsiona Lily.
- Ktoś , dzięki silnemu zaklęciu czarno-magicznemu włamał do jej wspomnień. Jej organizm nie wytrzymał wtargnięcia i osłabł, przez co panna Weasley zemdlała, a zaklęcie pozostawiło ślady w jej wspomnieniach , zniekształcając je. Na szczęście dzięki moim zdolnościom udało mi się "naprawić wspomnienia" - odpowiedziała pani Pomfrey. Siedzieli w milczeniu. Nagle Rose zerwała się jak oparzona.
- Wybaczcie mi , ale muszę już iść. Mam.. coś ważnego do zrobienia - zawołała i wyleciała z sali. Lily zebrała swoje rzeczy i bez wytłumaczenia wybiegła za kuzynką.
***
Lily zatrzymała się za rogiem korytarza w który skręciła Rose. Wychyliła się i ujrzała swoją kuzynkę przytulającą się do Scorpiusa.
- Lily - Rose ją zauważyła dziewczynkę i momentalnie odskoczyła od zdezorientowanego Malfoy'a. Lily odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Rose dogoniła ją.
- Lil, zaczekaj - powiedziała do kuzynki.
- Zostaw mnie! Jak możesz! Odwołujesz nasze spotkania, by spotkać się z tym kretynem , nic mi nie mówisz, a na dodatek kiedy nasza kuzynka leży w szpitalu po jakimś ataku czarno-magicznych mocy, Ty zostawiasz by zdążyć na spotkanie z Twoim chłopaczkiem. Wiesz co?! Daj mi spokój - krzyknęła Lily, po czym odeszła wolnym krokiem zostawiając Rose. Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza. Dziewczyna otarła ją i puściła się biegiem nie zważając na wołanie Scorpiusa. Zatrzymała się na siódmym piętrze. Oparła się o ścianę i zaczęła płakać. Po chwili za jej plecami ukazały się małe, ale za to pięknie rzeźbione drewniane drzwi. Rose bez wahania otworzyła je i weszła do środka. Znajdowała się w ogromnym pokoju. Tu i ówdzie stały małe czarne drewniane komódki. Ściany były szare i ozdabiały je białe rysunki leśnych ptaków na gałęziach potężnych drzew. Dziewczyna usiadła na ciemnej podłodze. Po chwili wiedziała co robić. Ruszyła do wyjścia. Problem w tym ,że wyjścia nigdzie nie było.
- Nie martw się. Na razie nigdzie nie pójdziesz- usłyszała za sobą kobiecy głos.....
sobota, 21 września 2013
Informacja
Hej
Już niedługo kolejny rozdział, ale nie po to ta notka. Szukam kogoś kto zrobiłby dla mnie szablon na bloga. Mam pewne pomysły, ale niestety sama nie umiem robić szablonów. Jeśli ktoś chce mi pomóc niech zgłosi się pod tą notką w komentarzu.
Pozdrawiam
Twilight
Już niedługo kolejny rozdział, ale nie po to ta notka. Szukam kogoś kto zrobiłby dla mnie szablon na bloga. Mam pewne pomysły, ale niestety sama nie umiem robić szablonów. Jeśli ktoś chce mi pomóc niech zgłosi się pod tą notką w komentarzu.
Pozdrawiam
Twilight
poniedziałek, 16 września 2013
Rozdział 6 - Odpowiedzi
Cześć.
Wiem, że bardzo,ale to bardzo długo nie pisałam. Komputer cały czas się ścinał i wyłączał, i na dodatek wena również nie okazała się pomocna w tej sytuacji. ;(
Na szczęście teraz znalazłam czas więc oto przed wami rozdział 6!
Po przeczytaniu zapraszam do komentowania ;)
Słoneczne promienie leniwie przyświecały starając przebić się przez chmury. W tym czasie Laira wyglądała przez okno obserwując puste błonia. Tafla jeziora wzburzała się lekko przy każdym podmuchu jesiennego wiatru, a korony drzew w Zakazanym lesie poruszały się , tak jakby chciały tańczyć w rytm muzyki. Dziewczyna zsiadła z parapetu , i delikatnie by nie obudzić koleżanek , otworzyła drzwi po czym udała się do pokoju wspólnego. Jak się spodziewała , nie zastała tam nikogo. " Jest w końcu w pół do piątej, komu chciałoby się wstawać? " - pomyślała. Mimo wczesnej pory Laira miała wyśmienity humor. Postanowiła przejść się do Wielkiej Sali by zobaczyć jak wygląda o tak wczesnej porze. Wyszła na korytarz. Dookoła panowała grobowa ciszy. Ruszyła schodami w dół. Po chwili usłyszała szepty dochodzące z sali zaklęć
- Scorpius! Mówiłam Ci tysiąc razy lepiej będzie jak zaczekamy z wiadomością , że jesteśmy razem. Wiesz jak na to zareagują nasze rodziny - Laira rozpoznała głos Rose
- No dobrze, ale tylko trzy dni! - odpowiedział Scorpius
- Widzisz.- powiedziała dziewczyna.
" Rose spotyka się z tym ślizgonem!" - Laira próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie. Nie wytrzymała i weszła do klasy. Ujrzała tam Rose całującą się z niejakim Scorpiusem Malfoy'em.
- Emmm - powiedziała dziewczyna zwracając na siebie uwagę zakochanych. Para momentalnie od siebie odskoczyła.
- Laira! - zawołała przestraszona Rose.
- Czy ktoś mi to wszystko wyjaśni! - spytała dziewczyna.
- Proszę nie mów nikomu. Jak ktoś się dowie to będzie koniec świata. - błagała córka Weasley'ów
- Dobra. Nikomu nic nie powiem, ale tylko dlatego , że jesteś moją przyjaciółką. - powiedziała Laira. Po chwili opuściła klasę i ruszyła wolno korytarzem kierując kroki do biblioteki , zapominając gdzie chciała pójść zanim odkryła sekret Rose i Scorpiusa.
***
James szedł korytarzem gryząc kawałek tosta.Po chwili wpadła na niego czerwono- włosa dziewczyna.
- Przepraszam zagapiłam się - przepraszałam ukazując równe, białe zęby.
- Spoko - odpowiedział chłopak wciąż myśląc jak poderwać pewną zielonooką. gryfonkę.
- Tak przy okazji jestem North. Susan North- przedstawiła się uśmiechając się promiennie.
- James Potter- powiedział chłopak po czym wziął kolejnego gryza tosta.
- Wiem. Dużo o tobie słyszałam. Znasz może Laire Note? To moja współlokatorka i przez przypadek wzięłam jej nuty na chór - zapytała
- Chór? Ona chodzi na chór? Ten który prowadzi pani Silverold? - dopytywał chłopak.
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna.
- Wiesz co? Muszę lecieć, wpisać się na zajęcia- Potter ruszył pędem korytarzem.
- Ale jakie zajęcia ? - krzyknęła za nim dziewczyna. Jednak nikt jej nie odpowiedział.
***
Victoire szła powoli korytarzem. Zajęcia z Zielarstwa zaczynały się dopiero za piętnaście minut, więc miała jeszcze sporo czasu.Nagle poczuła okropny ból głowy, jakby ktoś wdzierał się do jej myśli. Po chwili ukazały się różne wspomnienia. Urodziny, w które dostała list, poznanie Teddy'ego, pierwszy pocałunek. Dziewczyna złapała się za głowę. Chwilę później uczucie minęło. Znów stała na korytarzu.Wyciągnęła z torby butelkę wody i napiła się. Nagle zza rogu wyszła Lily.
- Hej, wszystko gra- zapytała kuzynkę
- Było mi trochę słabo, ale teraz już lepiej - odpowiedziała dziewczyna wymuszając blady uśmiech. Jednak wciąż czuła niepokój. Lily odprowadziła kuzynkę pod cieplarnie, po czym sama ruszyła do klasy od Historii Magii. Po chwili zaczęła się lekcja. Nim minęło pięć minut, to klasy wpadł James.
- Lily, szybko. Coś złego stało się z Victoire! Jest w Skrzydle Szpitalnym - zawołał zdyszany.
- Idź, Lilanno - odezwał się sennym głosem profesor Binns. Lily szybko spakowała książki , i ruszyła za bratem.
Wiem, że bardzo,ale to bardzo długo nie pisałam. Komputer cały czas się ścinał i wyłączał, i na dodatek wena również nie okazała się pomocna w tej sytuacji. ;(
Na szczęście teraz znalazłam czas więc oto przed wami rozdział 6!
Po przeczytaniu zapraszam do komentowania ;)
Słoneczne promienie leniwie przyświecały starając przebić się przez chmury. W tym czasie Laira wyglądała przez okno obserwując puste błonia. Tafla jeziora wzburzała się lekko przy każdym podmuchu jesiennego wiatru, a korony drzew w Zakazanym lesie poruszały się , tak jakby chciały tańczyć w rytm muzyki. Dziewczyna zsiadła z parapetu , i delikatnie by nie obudzić koleżanek , otworzyła drzwi po czym udała się do pokoju wspólnego. Jak się spodziewała , nie zastała tam nikogo. " Jest w końcu w pół do piątej, komu chciałoby się wstawać? " - pomyślała. Mimo wczesnej pory Laira miała wyśmienity humor. Postanowiła przejść się do Wielkiej Sali by zobaczyć jak wygląda o tak wczesnej porze. Wyszła na korytarz. Dookoła panowała grobowa ciszy. Ruszyła schodami w dół. Po chwili usłyszała szepty dochodzące z sali zaklęć
- Scorpius! Mówiłam Ci tysiąc razy lepiej będzie jak zaczekamy z wiadomością , że jesteśmy razem. Wiesz jak na to zareagują nasze rodziny - Laira rozpoznała głos Rose
- No dobrze, ale tylko trzy dni! - odpowiedział Scorpius
- Widzisz.- powiedziała dziewczyna.
" Rose spotyka się z tym ślizgonem!" - Laira próbowała sobie wszystko ułożyć w głowie. Nie wytrzymała i weszła do klasy. Ujrzała tam Rose całującą się z niejakim Scorpiusem Malfoy'em.
- Emmm - powiedziała dziewczyna zwracając na siebie uwagę zakochanych. Para momentalnie od siebie odskoczyła.
- Laira! - zawołała przestraszona Rose.
- Czy ktoś mi to wszystko wyjaśni! - spytała dziewczyna.
- Proszę nie mów nikomu. Jak ktoś się dowie to będzie koniec świata. - błagała córka Weasley'ów
- Dobra. Nikomu nic nie powiem, ale tylko dlatego , że jesteś moją przyjaciółką. - powiedziała Laira. Po chwili opuściła klasę i ruszyła wolno korytarzem kierując kroki do biblioteki , zapominając gdzie chciała pójść zanim odkryła sekret Rose i Scorpiusa.
***
James szedł korytarzem gryząc kawałek tosta.Po chwili wpadła na niego czerwono- włosa dziewczyna.
- Przepraszam zagapiłam się - przepraszałam ukazując równe, białe zęby.
- Spoko - odpowiedział chłopak wciąż myśląc jak poderwać pewną zielonooką. gryfonkę.
- Tak przy okazji jestem North. Susan North- przedstawiła się uśmiechając się promiennie.
- James Potter- powiedział chłopak po czym wziął kolejnego gryza tosta.
- Wiem. Dużo o tobie słyszałam. Znasz może Laire Note? To moja współlokatorka i przez przypadek wzięłam jej nuty na chór - zapytała
- Chór? Ona chodzi na chór? Ten który prowadzi pani Silverold? - dopytywał chłopak.
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna.
- Wiesz co? Muszę lecieć, wpisać się na zajęcia- Potter ruszył pędem korytarzem.
- Ale jakie zajęcia ? - krzyknęła za nim dziewczyna. Jednak nikt jej nie odpowiedział.
***
Victoire szła powoli korytarzem. Zajęcia z Zielarstwa zaczynały się dopiero za piętnaście minut, więc miała jeszcze sporo czasu.Nagle poczuła okropny ból głowy, jakby ktoś wdzierał się do jej myśli. Po chwili ukazały się różne wspomnienia. Urodziny, w które dostała list, poznanie Teddy'ego, pierwszy pocałunek. Dziewczyna złapała się za głowę. Chwilę później uczucie minęło. Znów stała na korytarzu.Wyciągnęła z torby butelkę wody i napiła się. Nagle zza rogu wyszła Lily.
- Hej, wszystko gra- zapytała kuzynkę
- Było mi trochę słabo, ale teraz już lepiej - odpowiedziała dziewczyna wymuszając blady uśmiech. Jednak wciąż czuła niepokój. Lily odprowadziła kuzynkę pod cieplarnie, po czym sama ruszyła do klasy od Historii Magii. Po chwili zaczęła się lekcja. Nim minęło pięć minut, to klasy wpadł James.
- Lily, szybko. Coś złego stało się z Victoire! Jest w Skrzydle Szpitalnym - zawołał zdyszany.
- Idź, Lilanno - odezwał się sennym głosem profesor Binns. Lily szybko spakowała książki , i ruszyła za bratem.
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 5 - Sekrety
Nowy rozdział. Ten jest krótszy od poprzedniego ale mam nadzieję , że się spodoba. ;)
- A więc Ty i inne Nojry znów zawiodłyście - odezwał się zimny męski głos wpatrując się w Nojrę.
- To nie tak! Przybyli aurorzy. Nie miałyśmy szans - tłumaczyła wiedźma.
- Mam to gdzieś! Trzeba było zabić chłopaka i tę dziewczynę na miejscu , zamiast próbować ich tu przyprowadzić. A to jeszcze nie koniec. Przez was straciliśmy jezioro! Czyli najlepszy cel by dorwać te bachory!!! - wydarł się mężczyzna nie panując nad sobą. Powoli uniósł różdżkę i wycelował w wiedźmę. Przez Nojrę przeszła fala niewyobrażalnego bólu. Jej krzyk potoczył się echem. Wtedy mężczyzna cofnął zaklęcie.
- Może to , Cię czegoś nauczy - powiedział cicho. - A teraz Go sprowadź. Mam dla niego zadanie - rozkazał. Wiedźma z trudem podeszła do ciemnych dębowych drzwi otworzyła je po czym znikła.
- Na pewno nie zawiodę mój Panie - rozległ się głos.
***
W szkole huczało od plotek na temat Jamesa i Lairy oraz Nojr. Starszy syn Potter'ów opowiadał wszystko ze szczegółami. Jednak Laira wolała nie odzywać się słowem. Mimo , że minął dopiero pierwszy tydzień szkoły, wszyscy mieli naprawdę dużo nauki. Najwięcej mieli jej piąto i siódmoklasiści.
- I po co ja chciałem tu wrócić - jęknął Teddy widząc zadania domowe.
- Dasz radę. A jak zrobisz wszystkie zadania to dostaniesz całusa - Victoire starała się poprawić mu humor.
Lily poznawała coraz nowe zaklęcia i szybko się wszystkiego uczyła. Jednak sprawa Scorpiusa i Rose nie dawała jej spokoju. Postanowiła coś z tym zrobić. Przed zielarstwem miałam jeszcze trochę czasu. Szybko pobiegła do wierzy Gryffindoru. Podała hasło ( Nargle) przebiegła przez pokój wspólny i zapukała do dormitorium Rose. Dziewczyna otworzyła jej.
- Hej Lily! Wszystko gra? - spytała
- Musimy pogadać - odpowiedziała córka Potter'ów bez żadnych ceregieli. Rose wpuściła ją do środka. Usiadły na łóżku dziewczyny. Na szczęście nie było Ann, Susane , Mirandy ani Grace jej współlokatorek.
- O co chodzi - spytała córka Weasley'ów .
- Posłuchaj. Nie wiem jak to powiedzieć ale.... - zaczęła Lily, ale przerwała jej śnieżnobiała sowa , pukająca w okno. Rose wstała, odwiązała od nóżki sowy list. Szybko go przeczytała po czym schowała go do szuflady.
- Przykro mi Lil, ale muszę wyjść. Pogadamy wieczorem. Nie będziesz zła?- spytała dziewczynę.
- Spoko. Wszystko gra! - odpowiedziała Lily, bardzo dobrze maskując podirytowanie. Poczekała aż kuzynka wyjdzie po czym zabrała się za śledztwo. Wiedziała , że nie robi dobrze ale nie miała wyjścia. Otworzyła szufladę do której Rose włożyła list. Szybko odnalazła wiadomość rozwinęła ją i zaczęła czytać.
Droga Rose !!!
Proszę , spotkajmy się na błoniach za dziesięć minut. Mam dla Ciebie niespodziankę.
Uwierz naprawdę Ci się spodoba!
Scorpius
P. S. Ubierz coś ciepłego. Na polu zrobiło się zimno!
Lily nie mogła uwierzyć w to co przeczytała. Jaj kuzynka olała ją dla Malfoy'a! Prychnęła jak rozjuszona kotka, wzięła rzeczy i ruszyła na zielarstwo. Po drodze spotkała Albusa i Jamesa. Głośno nad czymś dyskutowali. Gdy ją zauważyli przestali. Jednak usłyszała parę słów : Wcale, zakochałeś, nie , o co Ci chodzi, jeszcze ją poderwę itp. Gdy dotarła do cieplarni ( nr. 1) wszyscy już tam byli.
- Lily, proszę jako , że przyszłaś ostatnia byś stanęła koło Dennisa. Nie ma pary - powiedział profesor Longbottom. Dennis był mały jak na swój wiek, oraz widocznie bardzo nie śmiały. Mysie włosy co chwila wpadały mu do oczu . Podczas pracy prawie w ogóle się nie odzywał. Cały czas zerkał na Lily.Po skończone pracy dziewczyna podeszła do swoich koleżanek ( Annabelle i Emmy).
- Chyba się komuś podobasz! - zawołała Emma, widząc Dennisa gapiącego się na jej przyjaciółkę.
- Przesadzacie - stwierdziła Lily. Odwróciła się do chłopca i uśmiechnęła się promiennie. Wtedy Dennis przewrócił się ale po chwil podniósł się i pobiegła do zamku co chwila się potykając. Lily pożegnała się z przyjaciółkami i postanowiła przejść się przed obiadem. Nagle zauważyła Rose rozmawiającą z młodym Malfoy'em. Córka Potterów odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę zamku.
- "Jeszcze się wszystkiego dowiem! " - pomyślała po czym weszła do wielkiej sali.
Rozdział wyszedł krótszy niż myślałam , ale mimo to uważam , że chyba nie jest taki zły ;)
Bardzo dziękuje wszystkim którzy odwiedzają Dalsze Losy oraz proszę o komentowanie!!!
- A więc Ty i inne Nojry znów zawiodłyście - odezwał się zimny męski głos wpatrując się w Nojrę.
- To nie tak! Przybyli aurorzy. Nie miałyśmy szans - tłumaczyła wiedźma.
- Mam to gdzieś! Trzeba było zabić chłopaka i tę dziewczynę na miejscu , zamiast próbować ich tu przyprowadzić. A to jeszcze nie koniec. Przez was straciliśmy jezioro! Czyli najlepszy cel by dorwać te bachory!!! - wydarł się mężczyzna nie panując nad sobą. Powoli uniósł różdżkę i wycelował w wiedźmę. Przez Nojrę przeszła fala niewyobrażalnego bólu. Jej krzyk potoczył się echem. Wtedy mężczyzna cofnął zaklęcie.
- Może to , Cię czegoś nauczy - powiedział cicho. - A teraz Go sprowadź. Mam dla niego zadanie - rozkazał. Wiedźma z trudem podeszła do ciemnych dębowych drzwi otworzyła je po czym znikła.
- Na pewno nie zawiodę mój Panie - rozległ się głos.
***
W szkole huczało od plotek na temat Jamesa i Lairy oraz Nojr. Starszy syn Potter'ów opowiadał wszystko ze szczegółami. Jednak Laira wolała nie odzywać się słowem. Mimo , że minął dopiero pierwszy tydzień szkoły, wszyscy mieli naprawdę dużo nauki. Najwięcej mieli jej piąto i siódmoklasiści.
- I po co ja chciałem tu wrócić - jęknął Teddy widząc zadania domowe.
- Dasz radę. A jak zrobisz wszystkie zadania to dostaniesz całusa - Victoire starała się poprawić mu humor.
Lily poznawała coraz nowe zaklęcia i szybko się wszystkiego uczyła. Jednak sprawa Scorpiusa i Rose nie dawała jej spokoju. Postanowiła coś z tym zrobić. Przed zielarstwem miałam jeszcze trochę czasu. Szybko pobiegła do wierzy Gryffindoru. Podała hasło ( Nargle) przebiegła przez pokój wspólny i zapukała do dormitorium Rose. Dziewczyna otworzyła jej.
- Hej Lily! Wszystko gra? - spytała
- Musimy pogadać - odpowiedziała córka Potter'ów bez żadnych ceregieli. Rose wpuściła ją do środka. Usiadły na łóżku dziewczyny. Na szczęście nie było Ann, Susane , Mirandy ani Grace jej współlokatorek.
- O co chodzi - spytała córka Weasley'ów .
- Posłuchaj. Nie wiem jak to powiedzieć ale.... - zaczęła Lily, ale przerwała jej śnieżnobiała sowa , pukająca w okno. Rose wstała, odwiązała od nóżki sowy list. Szybko go przeczytała po czym schowała go do szuflady.
- Przykro mi Lil, ale muszę wyjść. Pogadamy wieczorem. Nie będziesz zła?- spytała dziewczynę.
- Spoko. Wszystko gra! - odpowiedziała Lily, bardzo dobrze maskując podirytowanie. Poczekała aż kuzynka wyjdzie po czym zabrała się za śledztwo. Wiedziała , że nie robi dobrze ale nie miała wyjścia. Otworzyła szufladę do której Rose włożyła list. Szybko odnalazła wiadomość rozwinęła ją i zaczęła czytać.
Droga Rose !!!
Proszę , spotkajmy się na błoniach za dziesięć minut. Mam dla Ciebie niespodziankę.
Uwierz naprawdę Ci się spodoba!
Scorpius
P. S. Ubierz coś ciepłego. Na polu zrobiło się zimno!
Lily nie mogła uwierzyć w to co przeczytała. Jaj kuzynka olała ją dla Malfoy'a! Prychnęła jak rozjuszona kotka, wzięła rzeczy i ruszyła na zielarstwo. Po drodze spotkała Albusa i Jamesa. Głośno nad czymś dyskutowali. Gdy ją zauważyli przestali. Jednak usłyszała parę słów : Wcale, zakochałeś, nie , o co Ci chodzi, jeszcze ją poderwę itp. Gdy dotarła do cieplarni ( nr. 1) wszyscy już tam byli.
- Lily, proszę jako , że przyszłaś ostatnia byś stanęła koło Dennisa. Nie ma pary - powiedział profesor Longbottom. Dennis był mały jak na swój wiek, oraz widocznie bardzo nie śmiały. Mysie włosy co chwila wpadały mu do oczu . Podczas pracy prawie w ogóle się nie odzywał. Cały czas zerkał na Lily.Po skończone pracy dziewczyna podeszła do swoich koleżanek ( Annabelle i Emmy).
- Chyba się komuś podobasz! - zawołała Emma, widząc Dennisa gapiącego się na jej przyjaciółkę.
- Przesadzacie - stwierdziła Lily. Odwróciła się do chłopca i uśmiechnęła się promiennie. Wtedy Dennis przewrócił się ale po chwil podniósł się i pobiegła do zamku co chwila się potykając. Lily pożegnała się z przyjaciółkami i postanowiła przejść się przed obiadem. Nagle zauważyła Rose rozmawiającą z młodym Malfoy'em. Córka Potterów odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę zamku.
- "Jeszcze się wszystkiego dowiem! " - pomyślała po czym weszła do wielkiej sali.
Rozdział wyszedł krótszy niż myślałam , ale mimo to uważam , że chyba nie jest taki zły ;)
Bardzo dziękuje wszystkim którzy odwiedzają Dalsze Losy oraz proszę o komentowanie!!!
niedziela, 18 sierpnia 2013
Rozdział 4 - Głębia cz.II
Już jest. Druga część czwartego rozdziału. Baaaardzo was przepraszam za opóźnienia. Powód= brak weny. Jak widać, też musiała mieć wakacje ;) Na szczęście już wróciła!
Laira otworzyła oczy. Jej ręce były przykute łańcuchami do ścian. Rozglądnęła się . W rogach szarych ścian zadomowiła się pleśń i grzyb a z sufitu kapała woda. Jedyne maleńkie okno znajdowało się wysoko nad głową dziewczyny. Na przeciw niego , między ścianami znajdowały się czarne kraty obrośnięte glonami. Dzięki temu Laira wiedziała już , że dalej jest w jeziorze. Po chwili kraty otworzyły się , boleśnie skrzypiąc i do środka weszła kobieta. O ile można było nazwać tak tą postać. Przypominała kobietę jedynie z twarzy. Długie poskręcane czarne loki, jasnoniebieskie oczy , mały nos i krwistoczerwone usta, tak bardzo wyróżniające się na tle śnieżnobiałej karnacji. Jej ciało było porośnięte czarnymi glonami , tworząc długą suknie. Na rękach tkwiły czarne płetwy a palce łączyła błona tego samego koloru. Na nogach znajdowało się mnóstwo czarnych i butelkowozielonych przyssawek. Postać brutalnie wrzuciła do pomieszczenia kolejnego więźnia po czym zamknęła cele.
- James! Ty..- krzyknęła dziewczyna
- Też się cieszę, że Cię widzę- przerwał chłopak
- Ty idioto! Zobacz w co nas wpakowałeś! Ciesz się , że możemy tu oddychać - dokończyła Laira.
- Ale wiesz. Tak trochę mi się udało. Jesteśmy sam na sam, i gdybyśmy tu byli z własnej woli, to by była jakby randka- powiedział James
- Chyba w Twoich snach - skomentowała dziewczyna
- A nie w Twoich? - spróbował chłopak szczerząc się.
- Zamiast błaznować spróbuj mnie uwolnić - odpowiedziała Laira. Pierworodny Potter'ów jednym ruchem rozpiął łańcuchy.
- Jak to zrobiłeś?- spytała szczerze zdziwiona dziewczyna, masując nadgarstki.
- Szczerze? Te łańcuchy są tak stare , że same się rozleciały- przyznał James.
- W takim razie , teraz obmyślmy plan, jak się stąd wydostać - zadecydowała nastolatka.
***
Ginny Potter siedziała na łóżku i przeglądała albumy. Uśmiech sam wkradał się na jej twarz kiedy oglądała zdjęcia. To mały James z umorusaną buzią, to Al stawiający pierwsze kroczki, tu Lily która nieświadomie użyła swoich mocy , i sprawiła , że na głowach jej braci wyrosły dorodne kolby kukurydzy.
- Co tam oglądasz? - usłyszała głos swojego męża.
- Stare fotografie - odpowiedziała przytulając się do Harry'ego.
- Wiesz , Luna i Neville obiecali , że odwiedzą nas w przerwie świątecznej - odezwała się po chwili pani Potter.
- To wspaniale. O nie! - spojrzał na zegarek - Zaraz się spóźnie . Obiecałem Kingsleyowi , że będę na czas - poderwał się Harry.
- Kochanie. O co chodzi? Wychodzisz zanim wstanie słońce, i wracasz po północy. A kiedy jesteś w domu, cały czas przesiadujesz w swoim gabinecie, przeglądając jakieś papiery! - zaperzyła się Ginny.
- No dobrze. Nie będę dłużej z tym zwlekał. W połowie sierpnia, zaczęli ginąć ludzie. Wkrótce okazało się, że działa za tym jakieś stowarzyszenie. Przepytaliśmy byłych śmierciożerców, paru podaliśmy nawet Veritaserum. Nic. Zauważyliśmy , że osoby które zginęły to krewni osób które walczyły w bitwie. Ich śmierć to coś jakby zemsta , za koniec Voldemorta. Prawdopodobnie w tym stowarzyszeniu, znajdują się także Nojry. Wiesz, te wodne wiedźmy. - zakończył swą opowieść Potter patrząc żonie głęboko w oczy.
- Skarbie. One mieszkają w jeziorach tak? - spytała męża
- No tak - odpowiedział jej
- Chodzi o to , że Voldemorta nie ma bo Ty go pokonałeś. W Hogwarcie jest jezioro i to ogromne. - zaczęła Ginny
- A co to ma do rzeczy? - spytał Harry
- To , że w gorące dni, nasze dzieci na pewno będą w nim przesiadywały. A to oznacza, że są łatwym celem- dokończyła jedyna Ginevra. Potter chciał coś dodać , ale nie zdążył bo przez uchylone okno, wleciała płomykówka. Harry szybko odwiązał odwiązał list i już chciał go przeczytać, ale żona go ubiegła.
- Kochanie , to już się stało. Nojry mają Jamesa - powiedziała roztrzęsionym głosem.
***
Lily , Rose i Albus, siedzieli w pokoju wspólnym Gryfonów. Niektórzy gryfoni , łypali na ślizgona z pod łba , ale Al się tym nie przejmował. Dużo bardziej martwił się o brata. Rose gładziła po głowie Lily, która chlipała cicho. Po chwili do pokoju wpadli Teddy, Victoire oraz Hugo.
- I co? - zapytał syn Lupinów
- Na razie czekamy , na wieści od profesor McGonagall. - odpowiedziała Rose.
- Siadajcie - zachęcił Al. Mijała godzina, dwie, trzy. Wkrótce pokój wspólny się wyludnił. Została w nim szóstka uczniów. Siedzieli w ciszy, przerwanej od czasu do czasu pochlipywaniem Lily.
***
- Ała! Długo jeszcze? Boli mnie głowa - spytał James.
- Nie moja wina, że te wiedźmy umieściły te okno tak wysoko. - odpowiedziała Laira, i dla potwierdzenia zdania podskoczyła lekko , próbując zobaczyć coś przez okienko.
- Nie mogłabyś skakać trochę delikatniej? Będę miał siniaki - jęknął najstarszy syn Potter'ów
- Gdyby nie Ty, nie musiałabym skakać po Twojej głowie, by się wydostać. Więc nie narzekaj. - odburknęła dziewczyna. Po chwili zachwiała się i razem z Jamesem runęli na zimną posadzkę. Nim zdążyli się podnieść kraty otworzyły się i do środka weszła, ta sama Nojra która wtrąciła Jamesa do lochu.
- Za mną - warknęła głosem, przypominającym skrzek ropuchy. Uczniowie podążyli za nią. Nagle w jednej chwili, James podszedł bliżej i zaczął bajerować, nie zważając na minę Lairy która mówiła " Odsuń się bo zaraz dźgnie Cię włócznią".
- Naprawdę piękna sukienka, a te przyssawki dodają uroku - komplementował wiedźmę. Ta lekko się uśmiechnęła.
- Naprawdę? Dziękuję - odpowiedziała i odwróciła się w stronę chłopca. Wtedy Laira wyrwała jej włócznię chwyciła Jamesa za rękę i pobiegli naprzód.Po chwili zobaczyli swoje różdżki , przymocowane do muru. Najstarszy syn Potterów wziął od niej włócznie, i podważył różdżki. Wziął swoją a drugą rzucił Lairze. Dziewczyna szybko odwróciła się i po chwili James ujrzał jak mnóstwo Nojr pada pod Drętwotą rzuconą przez Laire. W tym czasie on rzucił na dziewczynę i na siebie zaklęcie Bąblogłowy , i jednym szybkim zaklęciem rozwalił mur. Uczniowie chwycili się za ręce i odpłynęli jak najdalej od zamku wiedźm . Radość nie trwała długo. Po chwili dwadzieścia Nojr podpłynęło do nich , co wskazywało na długą walkę. Wiedźm przypływało coraz więcej. Wycieńczeni walką nie wiedzieli co ich czeka. Stracili przytomność.
***
Obudzili się w Skrzydle Szpitalnym. Pani Poppy Pomfrey natychmiast do nich podbiegła.
- Jak się czujecie? Spotkanie z tymi wiedźmami to musiało być straszne. - powiedziała po czym kazała im wypić jakąś dziwnie pachnącą , niebieską miksturę.Po chwili do Skrzydła wpadli Rose, Hugo, Lily, Albus, Victoire oraz Teddy.
- Na szczęście! Tak się cieszę , że was widzę - zawołała Lily tuląc się do brata. Rose w tym czasie przytuliła Lairę.
- Zaraz , zaraz. Ty jesteś Teddy Lupin tak? - zapytała
- A jak- odpowiedział
- Jak Ty możesz być uczniem Hogwartu? Przecież Ty i Victoire powinniście go już skończyć. - powiedziała.
- No wiesz, Teddy starał się o pracę Aurora, ale mu brakowało wybitnego , a mi też brakło. Więc powtarzamy siódmą klasę. Mimo , że mój metamorfog ma już ponad dwadzieścia lat. Na szczęście się udało - wyjaśniła dziewczyna, zarzucając blond lokami.
- A wiecie co jest najlepsze? Już po wszystkim. - odezwał się Hugo. Nie wiedział jednak , jak bardzo się myli...
Mam nadzieję, że się podobało. Następny już w środę!
Laira otworzyła oczy. Jej ręce były przykute łańcuchami do ścian. Rozglądnęła się . W rogach szarych ścian zadomowiła się pleśń i grzyb a z sufitu kapała woda. Jedyne maleńkie okno znajdowało się wysoko nad głową dziewczyny. Na przeciw niego , między ścianami znajdowały się czarne kraty obrośnięte glonami. Dzięki temu Laira wiedziała już , że dalej jest w jeziorze. Po chwili kraty otworzyły się , boleśnie skrzypiąc i do środka weszła kobieta. O ile można było nazwać tak tą postać. Przypominała kobietę jedynie z twarzy. Długie poskręcane czarne loki, jasnoniebieskie oczy , mały nos i krwistoczerwone usta, tak bardzo wyróżniające się na tle śnieżnobiałej karnacji. Jej ciało było porośnięte czarnymi glonami , tworząc długą suknie. Na rękach tkwiły czarne płetwy a palce łączyła błona tego samego koloru. Na nogach znajdowało się mnóstwo czarnych i butelkowozielonych przyssawek. Postać brutalnie wrzuciła do pomieszczenia kolejnego więźnia po czym zamknęła cele.
- James! Ty..- krzyknęła dziewczyna
- Też się cieszę, że Cię widzę- przerwał chłopak
- Ty idioto! Zobacz w co nas wpakowałeś! Ciesz się , że możemy tu oddychać - dokończyła Laira.
- Ale wiesz. Tak trochę mi się udało. Jesteśmy sam na sam, i gdybyśmy tu byli z własnej woli, to by była jakby randka- powiedział James
- Chyba w Twoich snach - skomentowała dziewczyna
- A nie w Twoich? - spróbował chłopak szczerząc się.
- Zamiast błaznować spróbuj mnie uwolnić - odpowiedziała Laira. Pierworodny Potter'ów jednym ruchem rozpiął łańcuchy.
- Jak to zrobiłeś?- spytała szczerze zdziwiona dziewczyna, masując nadgarstki.
- Szczerze? Te łańcuchy są tak stare , że same się rozleciały- przyznał James.
- W takim razie , teraz obmyślmy plan, jak się stąd wydostać - zadecydowała nastolatka.
***
Ginny Potter siedziała na łóżku i przeglądała albumy. Uśmiech sam wkradał się na jej twarz kiedy oglądała zdjęcia. To mały James z umorusaną buzią, to Al stawiający pierwsze kroczki, tu Lily która nieświadomie użyła swoich mocy , i sprawiła , że na głowach jej braci wyrosły dorodne kolby kukurydzy.
- Co tam oglądasz? - usłyszała głos swojego męża.
- Stare fotografie - odpowiedziała przytulając się do Harry'ego.
- Wiesz , Luna i Neville obiecali , że odwiedzą nas w przerwie świątecznej - odezwała się po chwili pani Potter.
- To wspaniale. O nie! - spojrzał na zegarek - Zaraz się spóźnie . Obiecałem Kingsleyowi , że będę na czas - poderwał się Harry.
- Kochanie. O co chodzi? Wychodzisz zanim wstanie słońce, i wracasz po północy. A kiedy jesteś w domu, cały czas przesiadujesz w swoim gabinecie, przeglądając jakieś papiery! - zaperzyła się Ginny.
- No dobrze. Nie będę dłużej z tym zwlekał. W połowie sierpnia, zaczęli ginąć ludzie. Wkrótce okazało się, że działa za tym jakieś stowarzyszenie. Przepytaliśmy byłych śmierciożerców, paru podaliśmy nawet Veritaserum. Nic. Zauważyliśmy , że osoby które zginęły to krewni osób które walczyły w bitwie. Ich śmierć to coś jakby zemsta , za koniec Voldemorta. Prawdopodobnie w tym stowarzyszeniu, znajdują się także Nojry. Wiesz, te wodne wiedźmy. - zakończył swą opowieść Potter patrząc żonie głęboko w oczy.
- Skarbie. One mieszkają w jeziorach tak? - spytała męża
- No tak - odpowiedział jej
- Chodzi o to , że Voldemorta nie ma bo Ty go pokonałeś. W Hogwarcie jest jezioro i to ogromne. - zaczęła Ginny
- A co to ma do rzeczy? - spytał Harry
- To , że w gorące dni, nasze dzieci na pewno będą w nim przesiadywały. A to oznacza, że są łatwym celem- dokończyła jedyna Ginevra. Potter chciał coś dodać , ale nie zdążył bo przez uchylone okno, wleciała płomykówka. Harry szybko odwiązał odwiązał list i już chciał go przeczytać, ale żona go ubiegła.
- Kochanie , to już się stało. Nojry mają Jamesa - powiedziała roztrzęsionym głosem.
***
Lily , Rose i Albus, siedzieli w pokoju wspólnym Gryfonów. Niektórzy gryfoni , łypali na ślizgona z pod łba , ale Al się tym nie przejmował. Dużo bardziej martwił się o brata. Rose gładziła po głowie Lily, która chlipała cicho. Po chwili do pokoju wpadli Teddy, Victoire oraz Hugo.
- I co? - zapytał syn Lupinów
- Na razie czekamy , na wieści od profesor McGonagall. - odpowiedziała Rose.
- Siadajcie - zachęcił Al. Mijała godzina, dwie, trzy. Wkrótce pokój wspólny się wyludnił. Została w nim szóstka uczniów. Siedzieli w ciszy, przerwanej od czasu do czasu pochlipywaniem Lily.
***
- Ała! Długo jeszcze? Boli mnie głowa - spytał James.
- Nie moja wina, że te wiedźmy umieściły te okno tak wysoko. - odpowiedziała Laira, i dla potwierdzenia zdania podskoczyła lekko , próbując zobaczyć coś przez okienko.
- Nie mogłabyś skakać trochę delikatniej? Będę miał siniaki - jęknął najstarszy syn Potter'ów
- Gdyby nie Ty, nie musiałabym skakać po Twojej głowie, by się wydostać. Więc nie narzekaj. - odburknęła dziewczyna. Po chwili zachwiała się i razem z Jamesem runęli na zimną posadzkę. Nim zdążyli się podnieść kraty otworzyły się i do środka weszła, ta sama Nojra która wtrąciła Jamesa do lochu.
- Za mną - warknęła głosem, przypominającym skrzek ropuchy. Uczniowie podążyli za nią. Nagle w jednej chwili, James podszedł bliżej i zaczął bajerować, nie zważając na minę Lairy która mówiła " Odsuń się bo zaraz dźgnie Cię włócznią".
- Naprawdę piękna sukienka, a te przyssawki dodają uroku - komplementował wiedźmę. Ta lekko się uśmiechnęła.
- Naprawdę? Dziękuję - odpowiedziała i odwróciła się w stronę chłopca. Wtedy Laira wyrwała jej włócznię chwyciła Jamesa za rękę i pobiegli naprzód.Po chwili zobaczyli swoje różdżki , przymocowane do muru. Najstarszy syn Potterów wziął od niej włócznie, i podważył różdżki. Wziął swoją a drugą rzucił Lairze. Dziewczyna szybko odwróciła się i po chwili James ujrzał jak mnóstwo Nojr pada pod Drętwotą rzuconą przez Laire. W tym czasie on rzucił na dziewczynę i na siebie zaklęcie Bąblogłowy , i jednym szybkim zaklęciem rozwalił mur. Uczniowie chwycili się za ręce i odpłynęli jak najdalej od zamku wiedźm . Radość nie trwała długo. Po chwili dwadzieścia Nojr podpłynęło do nich , co wskazywało na długą walkę. Wiedźm przypływało coraz więcej. Wycieńczeni walką nie wiedzieli co ich czeka. Stracili przytomność.
***
Obudzili się w Skrzydle Szpitalnym. Pani Poppy Pomfrey natychmiast do nich podbiegła.
- Jak się czujecie? Spotkanie z tymi wiedźmami to musiało być straszne. - powiedziała po czym kazała im wypić jakąś dziwnie pachnącą , niebieską miksturę.Po chwili do Skrzydła wpadli Rose, Hugo, Lily, Albus, Victoire oraz Teddy.
- Na szczęście! Tak się cieszę , że was widzę - zawołała Lily tuląc się do brata. Rose w tym czasie przytuliła Lairę.
- Zaraz , zaraz. Ty jesteś Teddy Lupin tak? - zapytała
- A jak- odpowiedział
- Jak Ty możesz być uczniem Hogwartu? Przecież Ty i Victoire powinniście go już skończyć. - powiedziała.
- No wiesz, Teddy starał się o pracę Aurora, ale mu brakowało wybitnego , a mi też brakło. Więc powtarzamy siódmą klasę. Mimo , że mój metamorfog ma już ponad dwadzieścia lat. Na szczęście się udało - wyjaśniła dziewczyna, zarzucając blond lokami.
- A wiecie co jest najlepsze? Już po wszystkim. - odezwał się Hugo. Nie wiedział jednak , jak bardzo się myli...
Mam nadzieję, że się podobało. Następny już w środę!
czwartek, 15 sierpnia 2013
Podziękowania ;)
Chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim osobą które czytają i komentują mój blog. Dzięki Wam chce mi się pisać. Wielkie podziękowania również , za ponad dwieście dwadzieścia wyświetleń! To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Oczywiście postaram się wziąć do serca wszystkie uwagi.
Jeszcze raz dziękuje
Twilight
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Rozdział 4 - Głębia cz.I
Na początek chciałam was bardzo przeprosić za brak postów. Jak już pisałam komputer nie działał. Ale teraz na szczęście już wszystko gra i mogę pisać dalej ;)
Po chwilowym szoku Laira płynęła dalej. Dookoła było ciemno, a jedynym punktem światła była jej różdżka. Mimo tego brnęła coraz głębiej by odnaleźć Jamesa. Po chwili ujrzała swoją książkę.
- Ascendit * - pomyślała i książka znikła jej z oczu. Następnie użyła zaklęcia Bąblogłowy by mieć zapas powietrza. Sekundę potem coś zaczęło ciągnąć ją za nogę. Obejrzała się i ujrzała druzgotka. Stworzenie odsłoniło ostre, małe ząbki i wgryzło się w kostkę dziewczyny. Ta zmarszczyła się , ale po chwili dzięki jednemu szybkiemu ruchowi, złamała demonowi palec. Ten syknął gniewnie i odpłynął. Mimo bólu płynęła dalej, nie zważając na strużkę krwi , płynącą po jej kostce. Wkrótce zaczęła marznąć. Każdy jej ruchy, przyprawiał ją o zimne dreszcze. Po chwili poczuła ukłucie w ramię. Gdy się odwróciała ujrzała trytonkę która ściskała trójząb. Laira ułożyła ręce w błagalnym geście. Wodna kobieta zastanowiła się przez chwilę po czym przepuściła dziewczynę w głębsze rejony jeziora.
***
W tym czasie zdyszane Rose i Lily wpadły do zamku. Po chwili zauważyły , że leżą na zimnej podłodze, a koło nich siedzi Al masując sobie głowę.
- Może powiecie o co chodzi, skoro powaliłyście mnie na podłogę pędząc jak stado bizonów- spytał Albus
- Chodzi o naszego brata idiotę! Siedział na gałęzi i próbował przekonać Lairę żeby poszła z nim na randkę, jednocześnie trzymając jej książkę nad jeziorem. I nagle BACH!!! Wpadł do wody a , że się nie wynurzał Laira po niego zanurkowała. A to jeszcze nie koniec. Nie wracają od pół godziny - wydarła się zdenerwowana siostra Ala wywołując zamieszanie na korytarzu. Po chwili zjawiła się dyrektor McGonagall.
- Co to za zamieszanie! Uczniowie natychmiast na kolacje. A wy - zwróciła się do Lily , Albusa i Rose - pójdziecie ze mną - po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku gabinetu. Rodzeństwo i ich kuzynka podążyli za nią. Wkrótce zatrzymali się przed brzydką i wielką, kamienną chimerą.
- Kto ma olej w głowie , temu dość po słowie ** - powiedziała pani dyrektor. Maszkara przesunęła się ukazując kręcone schody. Była nauczycielka transmutacji oraz przyjaciele wspięli się na górę.
Gabinet był czysty. Na biurku oraz regałach znajdowało się dużo książek o różnych tytułach. Portrety byłych dyrektorów wisiały na ścianie, oprawione w złote rzeźbione ramy. Wiele z nich pochrapywało albo przynajmniej udawało. Albus Dumbledor uśmiechał się dobrodusznie zza okularów połówek, a Severus Snape rozmawiał z Dilys Derwent.
- Proszę. Dlaczego nie poszliście na kolacje? - spytała dyrektorka. Cała trójka zaczęła chaotycznie opowiadać co się stało. Po chwili McGonagall uciszyła uczniów.
- Rose. Ty zacznij - zwróciła się do dziewczyny.
- A więc moja koleżanka Laira Note powiedziała , że mi pomoże w pracy z astronomii. Zaprosiłam też Jamesa i Lily, bo pomyślałam , że też skorzysta i się czegoś nauczy. Jak się okazało James i Laira się już znali. Nagle mój za przeproszeniem kuzyn głupek usiadł na spróchniałej gałęzi drzewa nad jeziorem. Trzymał w ręku książkę Lairy i powiedział , że ją ozdda jak ona się z nim umówi. Po chwili gałąź się złamała a James wpadł do wody. Jako , że nie wynurzał się przez jakieś pięć minut, Laira zdjęła szatę i buty wzięła oddech po czym zanurkowała. Pani dyrektor. Oni już nie wracają od pół godziny -wyjaśniła dziewczyna zmartwionym tonem.
- Profesor McGonagall? Czy wszystko dobrze?-spytał Al .
-Moi drodzy. Nic nie jest dobrze. Dilys sprowadź proszę profesora Logbottona.Wygląda na to że ta dwójka jest w poważnym niebezpieczeństwie-powiedziała profesor McGonagall przywołując strach na twarze uczniów.
Nareszcie nowy rozdział. A jakie niebezpieczeństwo grozi Lairze i Jamesowi dowiecie się w następnym rozdziale który najprawdopodobniej pojawi się w czwartek lub piątek.
* Moje wymyślone zaklęcie. Z łać." w górę".
** Słowa te wyryte były na utworzonym z marmuru diademie znajdującym się na głowie posągu Roweny Ravenclaw w pokoju wspólnym krukonów.
Komentarze bardzo mile widziane :)
Po chwilowym szoku Laira płynęła dalej. Dookoła było ciemno, a jedynym punktem światła była jej różdżka. Mimo tego brnęła coraz głębiej by odnaleźć Jamesa. Po chwili ujrzała swoją książkę.
- Ascendit * - pomyślała i książka znikła jej z oczu. Następnie użyła zaklęcia Bąblogłowy by mieć zapas powietrza. Sekundę potem coś zaczęło ciągnąć ją za nogę. Obejrzała się i ujrzała druzgotka. Stworzenie odsłoniło ostre, małe ząbki i wgryzło się w kostkę dziewczyny. Ta zmarszczyła się , ale po chwili dzięki jednemu szybkiemu ruchowi, złamała demonowi palec. Ten syknął gniewnie i odpłynął. Mimo bólu płynęła dalej, nie zważając na strużkę krwi , płynącą po jej kostce. Wkrótce zaczęła marznąć. Każdy jej ruchy, przyprawiał ją o zimne dreszcze. Po chwili poczuła ukłucie w ramię. Gdy się odwróciała ujrzała trytonkę która ściskała trójząb. Laira ułożyła ręce w błagalnym geście. Wodna kobieta zastanowiła się przez chwilę po czym przepuściła dziewczynę w głębsze rejony jeziora.
***
W tym czasie zdyszane Rose i Lily wpadły do zamku. Po chwili zauważyły , że leżą na zimnej podłodze, a koło nich siedzi Al masując sobie głowę.
- Może powiecie o co chodzi, skoro powaliłyście mnie na podłogę pędząc jak stado bizonów- spytał Albus
- Chodzi o naszego brata idiotę! Siedział na gałęzi i próbował przekonać Lairę żeby poszła z nim na randkę, jednocześnie trzymając jej książkę nad jeziorem. I nagle BACH!!! Wpadł do wody a , że się nie wynurzał Laira po niego zanurkowała. A to jeszcze nie koniec. Nie wracają od pół godziny - wydarła się zdenerwowana siostra Ala wywołując zamieszanie na korytarzu. Po chwili zjawiła się dyrektor McGonagall.
- Co to za zamieszanie! Uczniowie natychmiast na kolacje. A wy - zwróciła się do Lily , Albusa i Rose - pójdziecie ze mną - po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku gabinetu. Rodzeństwo i ich kuzynka podążyli za nią. Wkrótce zatrzymali się przed brzydką i wielką, kamienną chimerą.
- Kto ma olej w głowie , temu dość po słowie ** - powiedziała pani dyrektor. Maszkara przesunęła się ukazując kręcone schody. Była nauczycielka transmutacji oraz przyjaciele wspięli się na górę.
Gabinet był czysty. Na biurku oraz regałach znajdowało się dużo książek o różnych tytułach. Portrety byłych dyrektorów wisiały na ścianie, oprawione w złote rzeźbione ramy. Wiele z nich pochrapywało albo przynajmniej udawało. Albus Dumbledor uśmiechał się dobrodusznie zza okularów połówek, a Severus Snape rozmawiał z Dilys Derwent.
- Proszę. Dlaczego nie poszliście na kolacje? - spytała dyrektorka. Cała trójka zaczęła chaotycznie opowiadać co się stało. Po chwili McGonagall uciszyła uczniów.
- Rose. Ty zacznij - zwróciła się do dziewczyny.
- A więc moja koleżanka Laira Note powiedziała , że mi pomoże w pracy z astronomii. Zaprosiłam też Jamesa i Lily, bo pomyślałam , że też skorzysta i się czegoś nauczy. Jak się okazało James i Laira się już znali. Nagle mój za przeproszeniem kuzyn głupek usiadł na spróchniałej gałęzi drzewa nad jeziorem. Trzymał w ręku książkę Lairy i powiedział , że ją ozdda jak ona się z nim umówi. Po chwili gałąź się złamała a James wpadł do wody. Jako , że nie wynurzał się przez jakieś pięć minut, Laira zdjęła szatę i buty wzięła oddech po czym zanurkowała. Pani dyrektor. Oni już nie wracają od pół godziny -wyjaśniła dziewczyna zmartwionym tonem.
- Profesor McGonagall? Czy wszystko dobrze?-spytał Al .
-Moi drodzy. Nic nie jest dobrze. Dilys sprowadź proszę profesora Logbottona.Wygląda na to że ta dwójka jest w poważnym niebezpieczeństwie-powiedziała profesor McGonagall przywołując strach na twarze uczniów.
Nareszcie nowy rozdział. A jakie niebezpieczeństwo grozi Lairze i Jamesowi dowiecie się w następnym rozdziale który najprawdopodobniej pojawi się w czwartek lub piątek.
* Moje wymyślone zaklęcie. Z łać." w górę".
** Słowa te wyryte były na utworzonym z marmuru diademie znajdującym się na głowie posągu Roweny Ravenclaw w pokoju wspólnym krukonów.
Komentarze bardzo mile widziane :)
środa, 7 sierpnia 2013
Ogłoszenie
Niestety , komputer wysiada z powodu tropikalnych upałów. Teraz piszę z innego urządzenia , ale z dotykową klawiaturą co uniemożliwa pisanie na dłuższą metę. Bardzo proszę o wyrozumiałość i cierpliwość.
Pozdrawiam
Twilight
Pozdrawiam
Twilight
czwartek, 25 lipca 2013
Ogłoszenie
Z powodu znanego tylko mi , zmieniam swoją nazwę na Twilight. Od tej pory aż do końca bloga ( od razu mogę powiedzieć , że jeszcze daleka droga do końca ;D ) będę się tak podpisywać.
Pozdrawiam
Twilight
Pozdrawiam
Twilight
środa, 24 lipca 2013
Rozdział 3 - Podsłuchana Rozmowa
Hej. To już trzeci rozdział, a nie widzę ŻADNYCH komentarzy. Przyznam , że to trochę wnerwia, bo widzę ile mam wyświetleń, a ile komentarzy -,- . Mam nadzieję , że tym razem komuś zachce się napisać choćby jedno słowo. To dla mnie naprawdę ważne ;)
- Mówię Ci! Jeszcze się ze mną umówi - powiedział James do Ala . W tym momencie obok nich przeszedł Teddy z Victoire . Trzymali się za ręce. Starszy Potter wymownie spojrzał w niebo.
- Ted zrobisz jeszcze raz płonące włosy , proszę - spytała swojego chłopaka Victoire.
- Jasne - odpowiedział chłopak. Zamknął oczy i zmarszczył czoło jakby próbował sobie coś przypomnieć. Po chwili jego czarne włosy stanęły w górę i przybrały kolor ogniska.
- Głowa mi się pali! Głowa mi się pali - zawołał na całe błonia , przez co został ukarany szlabanem, za spowodowanie niepotrzebnego alarmu. W tym czasie Lily szła na pierwszą lekcje transmutacji. Nagle zatrzymała się bo za rogiem usłyszała fragment rozmowy.
- Posłuchaj, musimy jeszcze trochę zaczekać - odezwała się Rose
- Nie chce czekać! Całe to ukrywanie mi się nie podoba. Co my Romeo i Julia? - spytał lekko podirytowany głos, należący do chłopca w wieku jej kuzynki.
- Mi też się to nie podoba. Ale pomyśl co będzie jak nasi ojcowie się dowiedzą , albo co gorzej - dziadkowie - odpowiedziała Rose
- Ha! Twój jeszcze ok, ale mój! Wiesz jakie mi zrobi przedstawienie? Dziewczyna jego wnuka , to zdrajczyni krwi i inne takie. Nie zaznam spokoju - jękną chłopak.
- Scorpius! Wyluzuj. Znajdziemy odpowiedni moment i wtedy wszyscy będą wiedzieć, że jesteśmy parą - uspokajała go Rose. Po chwili para rozeszła się w swoje strony, zostawiając Lily z kompletnym nie ładem.
***
- Możesz w to uwierzyć?! Moją siostrę tiara przydzieliła do Gryffindoru , a mnie do Ravenclawu! Życie jest nie fair. Każdy wie , że jest od mnie mądrzejsza. A czym ja się wykazałem , że jestem krukonem?- powiedział do Lily Hugo gdy szli na obiad. Dziewczyna nie słuchała go . Wciąż nie mogła uwierzyć, że Rose chodzi ze Scorpiusem.
- Tak , tak - odpowiedziała Lily po czym usiadła obok kuzynki. James w tym czasie obserwował Teddy'ego który uśmiechał się ze swojego stołu ( Hufflepuff) do Victorie , która była Krukonką.
- Wiecie, co? Razem z koleżanką wybieramy się wieczorem na błonia by poobserwować niebo , do pracy. No wiecie , z astronomii. Pójdziecie z nami?- zapytała Rose uśmiechając się promiennie.
- Z "koleżanką"? - spytała Lil z naciskiem na ostatnie słowo
- Tak - odpowiedziała trochę niepewnie najstarsza córka Rona i Hermiony.
- Aha- odparła jej kuzynka i nałożyła na talerz trochę pieczeni.
- Ja chętnie pójdę - powiedział James
Lily przytaknęła głową , ale nic nie powiedziała.
***
Po kolacji wyszyli na błonia. Księżyc sprowadził na nie delikatną srebrną poświatę. Na kocu niedaleko jeziora siedziała Laria.
- To Ty! - zawołała na widok Jamesa
- To ja! - odpowiedział z miną Casanovy.
- Ymm widzę , że wy się już znacie - powiedziała Rose
- Tak , mieliśmy tę przyjemność- odparła Laira niezbyt dobrze maskując złość.
- Wiecie, Laira będzie mi pomagała w pracy, jest o rok starsza. Ja nie wiele kumam z tej astronomii, ale przecież muszę być w czymś kiepska- wyjaśniła starsza siostra Hugo z uśmiechem.
- Hej, a gdzie James? - zastanawiała się na głos Lily. Jak się okazało James siedział na gałęzi drzewa, tuż nad jeziorem. W ręku trzymał książkę Lairy.
- O d d a j t ę k s i ą ż k ę - powiedziała dziewczyna akcentując dobitnie każde słowo.
- Zrobię tak, jeśli się ze mną umówisz. -odpowiedział chłopak.
- James! Złaź z tej gałęzi ale już! - zawołała Lily i podparła się pod boki jak babcia.
- Jamesie Potterze! Proszę, nie ROZKAZUJE Ci zejść z tej gałęzi - zawołała Laira. Ten nie posłuchał. Dalej siedział . Po chwili usłyszeli trzask, a następnie chlupot wody. Najstarszy Potter wpadł do jeziora. Nie wynurzał się.
- Idę po niego!- zawołała ze złością Laira. Zdjęła szatę i buty wzięła różdżkę i w jeansach i sweterku zanurkowała do lodowatej wody.
- Mówię Ci! Jeszcze się ze mną umówi - powiedział James do Ala . W tym momencie obok nich przeszedł Teddy z Victoire . Trzymali się za ręce. Starszy Potter wymownie spojrzał w niebo.
- Ted zrobisz jeszcze raz płonące włosy , proszę - spytała swojego chłopaka Victoire.
- Jasne - odpowiedział chłopak. Zamknął oczy i zmarszczył czoło jakby próbował sobie coś przypomnieć. Po chwili jego czarne włosy stanęły w górę i przybrały kolor ogniska.
- Głowa mi się pali! Głowa mi się pali - zawołał na całe błonia , przez co został ukarany szlabanem, za spowodowanie niepotrzebnego alarmu. W tym czasie Lily szła na pierwszą lekcje transmutacji. Nagle zatrzymała się bo za rogiem usłyszała fragment rozmowy.
- Posłuchaj, musimy jeszcze trochę zaczekać - odezwała się Rose
- Nie chce czekać! Całe to ukrywanie mi się nie podoba. Co my Romeo i Julia? - spytał lekko podirytowany głos, należący do chłopca w wieku jej kuzynki.
- Mi też się to nie podoba. Ale pomyśl co będzie jak nasi ojcowie się dowiedzą , albo co gorzej - dziadkowie - odpowiedziała Rose
- Ha! Twój jeszcze ok, ale mój! Wiesz jakie mi zrobi przedstawienie? Dziewczyna jego wnuka , to zdrajczyni krwi i inne takie. Nie zaznam spokoju - jękną chłopak.
- Scorpius! Wyluzuj. Znajdziemy odpowiedni moment i wtedy wszyscy będą wiedzieć, że jesteśmy parą - uspokajała go Rose. Po chwili para rozeszła się w swoje strony, zostawiając Lily z kompletnym nie ładem.
***
- Możesz w to uwierzyć?! Moją siostrę tiara przydzieliła do Gryffindoru , a mnie do Ravenclawu! Życie jest nie fair. Każdy wie , że jest od mnie mądrzejsza. A czym ja się wykazałem , że jestem krukonem?- powiedział do Lily Hugo gdy szli na obiad. Dziewczyna nie słuchała go . Wciąż nie mogła uwierzyć, że Rose chodzi ze Scorpiusem.
- Tak , tak - odpowiedziała Lily po czym usiadła obok kuzynki. James w tym czasie obserwował Teddy'ego który uśmiechał się ze swojego stołu ( Hufflepuff) do Victorie , która była Krukonką.
- Wiecie, co? Razem z koleżanką wybieramy się wieczorem na błonia by poobserwować niebo , do pracy. No wiecie , z astronomii. Pójdziecie z nami?- zapytała Rose uśmiechając się promiennie.
- Z "koleżanką"? - spytała Lil z naciskiem na ostatnie słowo
- Tak - odpowiedziała trochę niepewnie najstarsza córka Rona i Hermiony.
- Aha- odparła jej kuzynka i nałożyła na talerz trochę pieczeni.
- Ja chętnie pójdę - powiedział James
Lily przytaknęła głową , ale nic nie powiedziała.
***
Po kolacji wyszyli na błonia. Księżyc sprowadził na nie delikatną srebrną poświatę. Na kocu niedaleko jeziora siedziała Laria.
- To Ty! - zawołała na widok Jamesa
- To ja! - odpowiedział z miną Casanovy.
- Ymm widzę , że wy się już znacie - powiedziała Rose
- Tak , mieliśmy tę przyjemność- odparła Laira niezbyt dobrze maskując złość.
- Wiecie, Laira będzie mi pomagała w pracy, jest o rok starsza. Ja nie wiele kumam z tej astronomii, ale przecież muszę być w czymś kiepska- wyjaśniła starsza siostra Hugo z uśmiechem.
- Hej, a gdzie James? - zastanawiała się na głos Lily. Jak się okazało James siedział na gałęzi drzewa, tuż nad jeziorem. W ręku trzymał książkę Lairy.
- O d d a j t ę k s i ą ż k ę - powiedziała dziewczyna akcentując dobitnie każde słowo.
- Zrobię tak, jeśli się ze mną umówisz. -odpowiedział chłopak.
- James! Złaź z tej gałęzi ale już! - zawołała Lily i podparła się pod boki jak babcia.
- Jamesie Potterze! Proszę, nie ROZKAZUJE Ci zejść z tej gałęzi - zawołała Laira. Ten nie posłuchał. Dalej siedział . Po chwili usłyszeli trzask, a następnie chlupot wody. Najstarszy Potter wpadł do jeziora. Nie wynurzał się.
- Idę po niego!- zawołała ze złością Laira. Zdjęła szatę i buty wzięła różdżkę i w jeansach i sweterku zanurkowała do lodowatej wody.
sobota, 20 lipca 2013
Rozdział 2 - Ceremonia Przydziału
Drugi rozdział. Myślę , że ukazał się dość szybko. Mam nadzieję, że tym razem pojawią się komentarze ;)
James i Al szli mijając kolejne przedziały. W końcu starszy Potter zatrzymał się. Oczom Albusa ukazała się samotna dziewczyna w wieku Jamesa. Miała zielone oczy, i kręcone włosy do ramion o odcieniu gorzkiej czekolady, choć można było dostrzec jaśniej pasma. Dziewczyna czytała grubą książkę. James nie pukając otworzył drzwi i wszedł do przedziału.
- Hej. Nazywam się Potter. James Potter- powiedział z miną Jamesa Bonda
- Przepraszam, mówiłeś coś? Bo próbuje czytać. - odpowiedziała dziewczyna nie wyglądając zza książki.
- Mówiłem, że nazywam się James Potter. Na pewno o mnie słyszałaś - dodał starając się nie zwracać uwagi na podniesione brwi Ala
- Tak. Jesteś najstarszym synem Harry'ego Pottera. Więc Ty musisz być Albus- zwróciła się do Ślizgona.
- A Ty jak masz na imię? - rzucił młodszy syn Harry'ego nie zważając na mordercze spojrzenie swojego brata.
- Jestem Laira Note - odpowiedziała
- Piękne imię godne pięknej właścicielki - powiedział James z miną Casanovy.
- Słuchaj. Nie działają na mnie Twoje banalne i głupie teksty na podryw więc proszę oszczędź mi czasu, a Sobie upokorzenia i idź gdzie indziej ok? - spytała , a jej ton sugerował koniec rozmowy.
- Taka piękna dziewczyna nie powinna siedzieć sama - odparł James , próbując ratować sytuacje. Laira wyciągnęła różdżkę i rzuciła na niego zaklęcie galaretowatych nóg. Albus wymruczał za brata przeprosiny, po czym zaczął wyciągać go z przedziału
- Tak łatwo się nie poddam! - zawołał po czym ku uldze dziewczyn , zniknął jej z oczu.
***
- No braciszku. Teraz wiem , czego na pewno nie robić by poderwać dziewczynę - powiedział Al
- Daj spokój . Zgrywa niedostępną ale to jeszcze nie koniec. - odpowiedział mu nieudany Casanova , wskazując na sam koniec stołu gdzie siedziała Laira.
- Jak chcesz...- zaczął młodszy Potter , po czym odszedł do swojego stołu bo właśnie zaczęła się Ceremonia przydziału. Minerwa McGonagall ( która po śmierci Severusa Snape'a została dyrektorem) postawiła na środku stołek ze starą tiarą przydziału. Ta zaczęła śpiewać :
Może jestem stara
Brudna, brzydka wyświechtana
Ale dobrze wiem, jaki dom
Należy się, temu kto na głowę
Włoży mnie. Widziałam
Wzloty , upadki świata magicznego
Dobrego czarodzieja ze złym walczącego
Czy dobro czy zło wybierzecie
Nie ode mnie zależne jest
Lecz wybranie dla was dobrego domu
To zadanie me
Kończę swą pieśń więc Ceremonia
Przydziału zaczyna się!
- After Diana- wyczytała pani profesor. To stołka podeszła chuda dziewczynka o jasnych włosach. Gdy Minerwa założyła jej tiarę , ta zakryła całą twarz dziewczynki.
- Ravenclaw! - zawołała po krótkim zastanowieniu tiara. Diana zdjęła tiarę i uradowana poszła do swojego stołu.
- Potter Lily - powiedziała McGonagall kiedy nadeszła jej pora. Lily trochę drżąc podeszła i usiadła na stołku.
- Gryffindor- wykrzyknęła tiara, po chwili. Przy stole gryfonów rozległy się oklaski. Oprócz gryfonów najgłośniejszy był Slytherin za sprawą Ala który cieszył się równie mocno jak siostra. Wiedział , że chciała trafić do domu Godryka Gryffindora mimo , że lubiła też inne domy. Gdy nadeszła pora na Hugo , ten ku swojemu wielkiemu zdziwieniu został przydzielony do Ravenclawu. W końcu po Ziper Suzy ( która trafiła do Hufflepuffu) rozpoczęła się wspaniała uczta. James obserwował Lairę, która nałożyła sobie pieczonych ziemniaków i znów zabrała się do czytanie.
- "A więc lubi książki" - pomyślał starszy Potter a w jego głowie już rodził się plan.
Od razu was przeproszę za katastrofę jeśli chodzi o piosenkę tiary. Bardzo długo ją wymyślałam , ale efekt jest mizerny, ale już nic innego bym nie wymyśliła. Jeszcze raz bardzo , bardzo proszę o komentowanie. To dla mnie naprawę ważne. ;)
Nowy rozdział ukaże się mniej więcej we wtorek, bo potem będę u babci, a następnie wyjeżdżam więc proszę o cierpliwość ;D
James i Al szli mijając kolejne przedziały. W końcu starszy Potter zatrzymał się. Oczom Albusa ukazała się samotna dziewczyna w wieku Jamesa. Miała zielone oczy, i kręcone włosy do ramion o odcieniu gorzkiej czekolady, choć można było dostrzec jaśniej pasma. Dziewczyna czytała grubą książkę. James nie pukając otworzył drzwi i wszedł do przedziału.
- Hej. Nazywam się Potter. James Potter- powiedział z miną Jamesa Bonda
- Przepraszam, mówiłeś coś? Bo próbuje czytać. - odpowiedziała dziewczyna nie wyglądając zza książki.
- Mówiłem, że nazywam się James Potter. Na pewno o mnie słyszałaś - dodał starając się nie zwracać uwagi na podniesione brwi Ala
- Tak. Jesteś najstarszym synem Harry'ego Pottera. Więc Ty musisz być Albus- zwróciła się do Ślizgona.
- A Ty jak masz na imię? - rzucił młodszy syn Harry'ego nie zważając na mordercze spojrzenie swojego brata.
- Jestem Laira Note - odpowiedziała
- Piękne imię godne pięknej właścicielki - powiedział James z miną Casanovy.
- Słuchaj. Nie działają na mnie Twoje banalne i głupie teksty na podryw więc proszę oszczędź mi czasu, a Sobie upokorzenia i idź gdzie indziej ok? - spytała , a jej ton sugerował koniec rozmowy.
- Taka piękna dziewczyna nie powinna siedzieć sama - odparł James , próbując ratować sytuacje. Laira wyciągnęła różdżkę i rzuciła na niego zaklęcie galaretowatych nóg. Albus wymruczał za brata przeprosiny, po czym zaczął wyciągać go z przedziału
- Tak łatwo się nie poddam! - zawołał po czym ku uldze dziewczyn , zniknął jej z oczu.
***
- No braciszku. Teraz wiem , czego na pewno nie robić by poderwać dziewczynę - powiedział Al
- Daj spokój . Zgrywa niedostępną ale to jeszcze nie koniec. - odpowiedział mu nieudany Casanova , wskazując na sam koniec stołu gdzie siedziała Laira.
- Jak chcesz...- zaczął młodszy Potter , po czym odszedł do swojego stołu bo właśnie zaczęła się Ceremonia przydziału. Minerwa McGonagall ( która po śmierci Severusa Snape'a została dyrektorem) postawiła na środku stołek ze starą tiarą przydziału. Ta zaczęła śpiewać :
Może jestem stara
Brudna, brzydka wyświechtana
Ale dobrze wiem, jaki dom
Należy się, temu kto na głowę
Włoży mnie. Widziałam
Wzloty , upadki świata magicznego
Dobrego czarodzieja ze złym walczącego
Czy dobro czy zło wybierzecie
Nie ode mnie zależne jest
Lecz wybranie dla was dobrego domu
To zadanie me
Kończę swą pieśń więc Ceremonia
Przydziału zaczyna się!
- After Diana- wyczytała pani profesor. To stołka podeszła chuda dziewczynka o jasnych włosach. Gdy Minerwa założyła jej tiarę , ta zakryła całą twarz dziewczynki.
- Ravenclaw! - zawołała po krótkim zastanowieniu tiara. Diana zdjęła tiarę i uradowana poszła do swojego stołu.
- Potter Lily - powiedziała McGonagall kiedy nadeszła jej pora. Lily trochę drżąc podeszła i usiadła na stołku.
- Gryffindor- wykrzyknęła tiara, po chwili. Przy stole gryfonów rozległy się oklaski. Oprócz gryfonów najgłośniejszy był Slytherin za sprawą Ala który cieszył się równie mocno jak siostra. Wiedział , że chciała trafić do domu Godryka Gryffindora mimo , że lubiła też inne domy. Gdy nadeszła pora na Hugo , ten ku swojemu wielkiemu zdziwieniu został przydzielony do Ravenclawu. W końcu po Ziper Suzy ( która trafiła do Hufflepuffu) rozpoczęła się wspaniała uczta. James obserwował Lairę, która nałożyła sobie pieczonych ziemniaków i znów zabrała się do czytanie.
- "A więc lubi książki" - pomyślał starszy Potter a w jego głowie już rodził się plan.
Od razu was przeproszę za katastrofę jeśli chodzi o piosenkę tiary. Bardzo długo ją wymyślałam , ale efekt jest mizerny, ale już nic innego bym nie wymyśliła. Jeszcze raz bardzo , bardzo proszę o komentowanie. To dla mnie naprawę ważne. ;)
Nowy rozdział ukaże się mniej więcej we wtorek, bo potem będę u babci, a następnie wyjeżdżam więc proszę o cierpliwość ;D
czwartek, 18 lipca 2013
Rozdział 1 - Nowy rok w Hogwarcie
Bardzo proszę o komentowanie
Lekki wrześniowy podmuch wdarł się do sypialni Lily Potter. Jedenastoletnia dziewczynka otworzyła orzechowe oczy. Z radością wyskoczyła z łóżka i w pidżamie pognała do pokoju rodziców.
- Mamo , Tato! To już dzisiaj! Dzisiaj jadę do Hogwartu! - zawołała głośno wpadając do sypialni. Jednak jej rodziców nie było w środku. Pobiegła do pokoju Albusa, lecz jego też nie znalazła. To samo w pokoju Jamesa. Trochę przestraszona zeszła na dół. Weszła do kuchni.
- BUU - krzyknął James wyskakując zza rogu. Lili krzyknęła, ale po chwili pacnęła brata w głowę.
- Gdzie są rodzice? - zapytała rozglądając się po kuchni.
- Tata dostał pilne wezwanie do ministerstwa. To podobno ściśle tajne. A mama uparła się by z nim jechać.. Kiedy wychodziła warczała , że już raz go straciła, i nie chce by to się powtórzyło.- powiedział takim tonem jakby został poproszony o wyrecytowanie na pamięć czegoś co usłyszał co najmniej sto razy w życiu.
Lili spojrzała na niego ze strachem. Nagle pojawił się Albus. Był cały czarny od sadzy.
- Cześć - powitał Lily
- Co Ci się stało? - zapytała powstrzymując śmiech.
- Nie ma ciepłej wody , i chciałem coś z tym zrobić, więc udałem się do kotłowni. Ale najwyraźniej kotłownia mnie nie lubi - dodał strzepując z siebie trochę sadzy. James wybuchnął śmiechem.
- Śmiej, się śmiej. Następnym razem Ty spróbuj coś z tym zrobić!- warknął trochę wkurzony Albus.
- He! Ślizgon nie będzie mi mówił co mam robić - odgryzł się James. Tym razem przesadził.
- Odwołaj to! - krzyknął Al
- Chłopcy przestańcie! Ale już! - zawołała Lily. Trochę się uspokoili.
- Przecież wszystkie domy są w porządku. Pamiętacie co mówił Tata? Również przez takie podzielenia doszło do bitwy. Nie możecie tak. Jesteście braćmi. Pokażcie , że można żyć w zgodzie! - powiedziała. Chłopcy podali sobie ręce mrucząc przeprosiny. Po chwili otworzyły się drzwi od domu. W progu stanął Ron, Hermiona oraz ich dzieci Rose i Hugo,
- Wasi rodzice nie dadzą rady was odwieź na Kings Cross więc pojedziecie z nami - powiedziała Miona
- Jesteście spakowani? - rzucił Ron
- Od wczoraj - powiedział Al i razem z Jamesem udali się po kufry na górę. Hermiona podeszła do Lily.
- Gotowa? - spytała
- Tak - powiedziała dziewczynka. Jechali w milczeniu. Nawet James i Albus nie kłócili się po drodze, jak to mieli w zwyczaju. W końcu dojechali. Przeszli przez barierkę i znaleźli się na peronie. Po krótkim pożegnaniu wsiedli. Lily zaczekała jeszcze chwilę.
- Coś się stało? - spytała Hermiona
- Nic, po prostu chciałabym, żeby rodzice tu byli - powiedziała dziewczynka
- Na pewno zdążą. A teraz wsiadaj, bo pociąg odjedzie bez Ciebie- odpowiedziała pani Weasley.
Lily wsiadła do pociągu , i ruszyła do przedziału zajmowanego przez jej braci i kuzynostwo. Pociąg powoli ruszył. Dziewczynka mimo to dalej wyglądała przez okno , oczekując rodziców. Kiedy pociąg już miał znikać, Lily dostrzegła rodziców którzy machali radośnie do córki. Po chwili jednak pociąg wyjechał i nie było już ich widać. Córka Potter'ów ruszyła do przedziału.
***
Pociąg gnał przed siebie. Dookoła było widać łąki a soczyście zielona trawa zdawała się błyszczeć w słońcu.
-Al. Jesteś już w trzeciej klasie. Nauczę Cię zasad podrywu- przerwał ciszę James
- Ty? Dzięki, ale wolę pomoc Teddy'ego - odpowiedział Al
- Co?! Wolisz pomoc Teddy'ego niż rodzonego brata? To naprawdę boli - starszy syn Potter'ów udał ,że ociera łze.
- Po pierwsze Teddy nie rzuca we mnie skarpetkami. Po drugie ma dziewczynę - odparł Albus
- Ta. Naszą kuzynkę Victore - dodał James z przekąsem
- Wiecie co? Moglibyście zająć się czymś pożytecznym! Na przykłady nauką. Przecież nie długo sumy. No , ja i Al mamy jeszcze ociupinkę czasu ale Ty James? - powiedziała zza książki Rose
- No chodź Albus! Będzie fajnie , zawsze narzekałeś , że nie chcę z tobą spędzać czasu, a teraz kiedy chcę Ty się wypierasz - zawołał James udając że nie słyszał Rose.
- No dobra , ale to będzie klapa - powiedział Al i wyszedł z Jamesem z przedziału, czemu towarzyszyło westchniecie Rose.
Ciąg dalszy nastąpi...
Ukazał się pierwszy rozdział. Mam nadzieję , że będzie się podobać. Jak już zamieściłam w " O opowiadaniu" jest ono na podstawię książek J. K.Rowling
- Śmiej, się śmiej. Następnym razem Ty spróbuj coś z tym zrobić!- warknął trochę wkurzony Albus.
- He! Ślizgon nie będzie mi mówił co mam robić - odgryzł się James. Tym razem przesadził.
- Odwołaj to! - krzyknął Al
- Chłopcy przestańcie! Ale już! - zawołała Lily. Trochę się uspokoili.
- Przecież wszystkie domy są w porządku. Pamiętacie co mówił Tata? Również przez takie podzielenia doszło do bitwy. Nie możecie tak. Jesteście braćmi. Pokażcie , że można żyć w zgodzie! - powiedziała. Chłopcy podali sobie ręce mrucząc przeprosiny. Po chwili otworzyły się drzwi od domu. W progu stanął Ron, Hermiona oraz ich dzieci Rose i Hugo,
- Wasi rodzice nie dadzą rady was odwieź na Kings Cross więc pojedziecie z nami - powiedziała Miona
- Jesteście spakowani? - rzucił Ron
- Od wczoraj - powiedział Al i razem z Jamesem udali się po kufry na górę. Hermiona podeszła do Lily.
- Gotowa? - spytała
- Tak - powiedziała dziewczynka. Jechali w milczeniu. Nawet James i Albus nie kłócili się po drodze, jak to mieli w zwyczaju. W końcu dojechali. Przeszli przez barierkę i znaleźli się na peronie. Po krótkim pożegnaniu wsiedli. Lily zaczekała jeszcze chwilę.
- Coś się stało? - spytała Hermiona
- Nic, po prostu chciałabym, żeby rodzice tu byli - powiedziała dziewczynka
- Na pewno zdążą. A teraz wsiadaj, bo pociąg odjedzie bez Ciebie- odpowiedziała pani Weasley.
Lily wsiadła do pociągu , i ruszyła do przedziału zajmowanego przez jej braci i kuzynostwo. Pociąg powoli ruszył. Dziewczynka mimo to dalej wyglądała przez okno , oczekując rodziców. Kiedy pociąg już miał znikać, Lily dostrzegła rodziców którzy machali radośnie do córki. Po chwili jednak pociąg wyjechał i nie było już ich widać. Córka Potter'ów ruszyła do przedziału.
***
Pociąg gnał przed siebie. Dookoła było widać łąki a soczyście zielona trawa zdawała się błyszczeć w słońcu.
-Al. Jesteś już w trzeciej klasie. Nauczę Cię zasad podrywu- przerwał ciszę James
- Ty? Dzięki, ale wolę pomoc Teddy'ego - odpowiedział Al
- Co?! Wolisz pomoc Teddy'ego niż rodzonego brata? To naprawdę boli - starszy syn Potter'ów udał ,że ociera łze.
- Po pierwsze Teddy nie rzuca we mnie skarpetkami. Po drugie ma dziewczynę - odparł Albus
- Ta. Naszą kuzynkę Victore - dodał James z przekąsem
- Wiecie co? Moglibyście zająć się czymś pożytecznym! Na przykłady nauką. Przecież nie długo sumy. No , ja i Al mamy jeszcze ociupinkę czasu ale Ty James? - powiedziała zza książki Rose
- No chodź Albus! Będzie fajnie , zawsze narzekałeś , że nie chcę z tobą spędzać czasu, a teraz kiedy chcę Ty się wypierasz - zawołał James udając że nie słyszał Rose.
- No dobra , ale to będzie klapa - powiedział Al i wyszedł z Jamesem z przedziału, czemu towarzyszyło westchniecie Rose.
Ciąg dalszy nastąpi...
Ukazał się pierwszy rozdział. Mam nadzieję , że będzie się podobać. Jak już zamieściłam w " O opowiadaniu" jest ono na podstawię książek J. K.Rowling
Subskrybuj:
Posty (Atom)